piątek, 30 grudnia 2011

Grzybki Cudnie Pachnące

Wreszcie "dorwałam" się do komputera. Ha! Nie prędko mnie stąd wykurzą. Trochę sobie pozaglądam tu i tam, popatrzę co się wokół zmieniło, jakie nastroje ogólnie panują.
W Wielkim Mieście pachnie już zabawą sylwestrową. Z każdej strony słychać tych co nie wytrzymali napięcia przed jutrzejszym dniem i strzelają. Tak jest co roku, więc nawet to lubię. A niech sobie strzelają. Facet Mojego Życia też zabrał dzisiaj synusia na malutkie zakupy i coś tam skromnego kupił, więc sobie jutro o północy wystrzelimy. Faceci to takie Piotrusie Pany - całe życie kochają zabaweczki. No dobra. Niech tam. Córcie jeszcze nie są pewne jaką kreację założyć i co ze sobą zabrać, aby było fajnie i przyjemnie. Coś tam pomogę im przygotować.

A mój ostatni tego roku dzień w pracy zakończył się bardzo miło - dostałam suszone grzybki z własnej działki Ofiarodawczyni (z dodatkiem jakże przyjemnym obok pudełeczka grzybków - już mi ślinka leci!). Byłam tak mile zaskoczona cały dzień, że postanowiłam zrobić zdjęcie - martwą naturę z grzybkami. Grzybki są w tym przezroczystym pudełeczku - wyglądają uroczo! A jak pachną cudnie!




poniedziałek, 26 grudnia 2011

Wszystko Jak Być Powinno

Siedzę sobie w moim ulubionym kąciku w kuchni, słucham Stinga, pogryzam jąbłko i piję herbatkę. I jest mi dobrze. Obok na stoliku leży książeczka spod choinki (jednak św. Mikołaj przeczytał mój list) i kilka gazet. Czytam różne artykuły na zmianę z książką. W szybie okna widzę odbijający się obraz pokoju z choinką, słyszę rozmowy dzieciaków, potyczki słowne i przekomarzania, podśpiewywania dziewczyn i odgłosy strzelaniny (synuś stacza wojny gwiezdne nowym zestawem klocków lego). Już minęło to co bożonarodzeniowo najważniejsze - choinka piękna duża stoi, kolacja wigilijna jest już tylko wspomnieniem w postaci resztek w lodówce, wizyty rodzinne też za nami. Fajnie było. Co prawda kilka godzin spędziliśmy całą rodzinką w samochodzie jadąc ponad sto kilometrów do mojej mamy, ale nie było tak źle. Był czas na słuchanie kolęd i nastrojowych piosenek świątecznych. Przez okno smochodu podziwiałam świąteczne dekoracje domów. Śniegu ani na lekarstwo w tym roku - jedynie w postaci dwóch przewróconych bałwanów w ogrodzie moich bratanków - kiedy i z czego zdążyli je ulepić? W Wielkim Mieście w czwartek były lekko popruszone śniegiem trawniki, co też fajnie wyszło, ponieważ wtedy "ciągnęliśmy" choinkę do domu. Taka odrobina akcentu zimowego.


A Facet Mojego Życia podczas przedświątecznego ostatniego odkurzania mieszkania rozlał czarny tusz od drukarki i pochlapał nim ścianę. Kiedy wróciłam w piątek z pracy i podziwiałam świeżo ubraną choinkę, moja rodzinka z tajemniczymi uśmiechami opowiadała mi z zapałem jak to wszystko jest zrobione, o co rano prosiłam. To wydało mi się mocno podejrzane. Słucham, kiwam głową, chwalę... i dziwię się... coś tu jest nie tak... aż wreszcie patrzę... i już wszystko rozumiem... ha! Podstępna przewrotna rodzino! A więc to tak! Kryjecie ojca! Ha!... Ale nie dałam się wyprowadzić z równowagi. "No to bardzo dobrze się stało, bo i tak trzeba malować mieszkanie" - odrzekłam ze stoickim spokojem. Mocna byłam! Nie dało się uprosić o malowanie w tym roku, to los sprawił, że nie ma wyjścia, trzeba będzie malować. Ha!

niedziela, 18 grudnia 2011

Nakręćmy Się Na Święta

Od kilku lat bardzo staram się, aby zbyt wcześnie nie interesować się świętami Bożego Narodzenia. Aby nie wystąpiło tak zwane zużycie materii. Uważam, że na wszystko jest czas. Rok za rokiem mija tak szybko, że bardzo jestem poirytowana, kiedy jeszcze palą się swieże lampki na cmentarzach i chryzantemy nie wszystkie sprzedane, a w marketach już chodzi gość w czerwonej czapce i przypomina o świętach. Potem, kiedy już te święta nadejdą, dekoracje w sklepach i urzędach są zniszczone, opatrzone i do niczego. W moim domu rodzinnym wszystko miało swój czas. I ja też tak chcę.
A więc dopiero teraz będę ostro uzupełniać listę prezentów (tutaj jednak nie wytrzymaliśmy z Facetem Mojego Życia i część prezentów już kupiliśmy, ale tylko te główne), robić zakupy na kolację wigilijną, przygotowywać potrawy, składać życzenia świąteczne, ubierać choinkę ... - gorączka świąteczna dotknie wszystkich domowników i wszyscy będziemy "nakręcać" się na święta. Dla nas najfajniejszy jest okres oczekiwania, przygotowywania i spożywania kolacji wigilijnej. Bo jak już przyjdzie św. Mikołaj i rozda prezenty, to nie ma już na co czekać - marzenia spełnione, choineczka stoi ustrojona, kolędy pośpiewane. W nocy pójdziemy na Pasterkę. I potem to już jak w zwykłą niedzielę - trochę spotkań z rodziną, trochę poczytania księżeczki spod choinki, może jakiś film, lampka wina. Taki świąteczny chill-out.
Więc wczoraj wzięłam się za szorowanie mieszkania, głównie kuchni. Raz na jakiś czas trzeba odsunąć szafeczki, zajrzeć do szuflady ze sztućcami i ułożyć na półce ściereczki.
A dzisiaj rano od 7,15 ostro pracowaliśmy z synusiem na kiermaszu parafialnym sprzedając rękodzieła dzieciaków ze świetlicy. A że wiatr mamy niezły, więc ganialiśmy po placu kościelnym za niektórymi ozdóbkami. Dobrze, że nie pada deszcz, to kiermasz przyniesie zyski.
Nasza świetlica parafialna zorganizowała akcję "książka pod choinkę" z myślą o dzieciakach z miejscowości na południu Polski, gdzie ubiegłoroczna powódź przyniosła wiele szkód. Przejrzałyśmy z córcią naszą biblioteczkę - oddałyśmy ponad 30 książek mając nadzieję, że przyniosą radość w ten świąteczny i magiczny czas.
Więc się nakręcamy. Lubię tak!

piątek, 16 grudnia 2011

Światełka w Wielkim Mieście

Tak sobie codziennie rano patrzyłam na choinkę na Placu Zamkowym, aż zrobiłam zdjęcie. Po południu wyszłam z pracy, popatrzyłam na światełka migoczące na jednej z ładniejszych ulic Wielkiego Miasta, która jest częścią historycznego Traktu Królewskiego, i też sobie zrobiłam zdjęcia. No i sobie zamieściłam tutaj. I zrobiło mi się bardzo przyjemnie. Że u nas też jest coś fajnego. Że może to nie są światła Champs Elysees. Ale też jest fajnie i nastrojowo. Brakuje tylko małej powłoki snieżnej.




wtorek, 13 grudnia 2011

Mój Szczupak Uratowany


Zrobiłam szczupaka w galarecie i zaserwowalam go na niedzielny stół imieninowy. Prezentował się całkiem, całkiem.  A właściwie to trochę przerobiłam go na smoka. Winogronowe oczy zrobił ktoś inny bez konsultacji ze mną, ale pozostawiłam je, niech tam sobie będą.
Oprócz wyglądu mój szczupak miał też niezły smak. Został po nim tylko łeb i ogon. Super, jestem zadowolona z obrotu sprawy.
Tylko szkoda, że robiąc zdjęcie nie położyłam chociaż zielonej gałązki, czy papierowej serwetki z akcentem bożonarodzeniowym na obrusie obok talerza. Byłoby ładniej. I tak bardziej nastrojowo. "To se ne vrati" - powiedział Facet Mojego Życia, słuchając moich: "oj, szkoda, że...". Ano, ne vrati.

piątek, 9 grudnia 2011

Ładna i Głupia czy Brzydka i Mądra

- Jaka wolałabyś być: ładna i głupia czy brzydka i mądra? - zapytała rano jeszcze przed śniadaniem moja piętnastoletnia córka. Odpowiedziałam, że jednak brzydka i mądra. Pomyślałam, że mądra osoba może pomóc sobie i wszystkim w koło. Że jednak rozum. Ale szkoda mi się zrobiło tej urody. Każdy chce być ładny. Pytanie nie dawało mi spokoju prawie przez cały dzień, aż zadałam je moim kumpelkom w pracy. Popatrzyły na mnie podejrzliwie wietrząc w tym jakiś ohydny podstęp. A potem zaczęły się rozważania (to znaczy rozkminianie) - a po co to stawiać takie kontrasty..., a czy nie można tak trochę tego i trochę tego..,  a właściwie to co mam na myśli..., a jak wławściwie mają myśleć o sobie...Zajęło nam to prawie godzinę cennego czasu pracy. Śmiechu było przy tym mnóstwo. Stwierdziłyśmy, że tak to w ogóle nie można, a co to właściwie znaczy "ładna", przecież to pojęcie względne  itp. itd. Stwierdziłyśmy także, że jesteśmy zbyt dojrzałe na takie proste pytanie.
Dzieciaki w szkole nie miały problemu z odpowiedzią. Wybrały, że lepiej być ładną i głupią, ponieważ uroda się liczy i z urodą w życiu łatwiej. Nie dały się przy tym przekonać argumentem, że uroda przecież przemija, a mądrość nie. Eh, młodość!

Ha! Ale co tu dużo dywagować - jedna z nas (kumpelek) powiedziała, że może jednak ładna i głupia, bo może nie byłaby aż tak bardzo głupia. Niezłe, prawda?

czwartek, 8 grudnia 2011

Jakie Będą Święta i Co Zrobić ze Szczupakiem

Stare przysłowie mówi "Barbara po wodzie, Boże Narodzenie po lodzie". W tym roku Barbara (czyli imieniny Barbary czwartego grudnia) zdecydowanie była po wodzie - w Wielkim Mieście padało i temperatura była dodatnia. A więc święta powinny być mroźne. Wczoraj wieczorem też padało - głównie deszcz ze śniegiem, ale przez jakiś krótki czas spadło trochę samego śniegu i dzieciaki dopatrzyły się nawet tego śniegu na trawnikach pod oknem. Zaintonowały chóralnie "Last Christmas" Goerga Michaela jakby to miało utrzymać białą powłokę chociaż przez następne dwa tygodnie. Nie utrzymało. Pewnie nawet niewiele osób zauważyło ten śnieg.
Chciałoby się mieć śnieżek za oknem i choinkę pachnącą w pokoju. Kiedy byłam dzieckiem to było oczywiste. No i  mieć tak sporo wolnego czasu - usiąść sobie gdzieś w kąciku i czytać... czytać... czytać... Nie myślę jeszcze o świętach. W niedzielę organizuję małą rodzinną imprezkę imieninową dla matki Faceta Mojego Życia.
A moja maturzystka będzie robić jutro na zajęciach z biologii jakieś doświadczenie (tak zwanego laba) i potrzebowała ryby roślinożernej i drapieżnej. Kupiliśmy z Facetem Mojego Życia lina i szczupaka. Szczupak był tak ładny, że zrobiło mi się go żal, że jakieś dzieciaki go pokroją, popatrzą, opiszą, a potem wyrzucą do kosza na śmieci. Więc dokupiłam jeszcze pstrąga. A teraz kombinuję jak przyrządzić tego szczupaka na niedzielny stół. Pewnie podam go w galarecie. No i trzeba będzie kupić białe wino.
O świętach zacznę myśleć w poniedziałek. Listy do św. Mikołaja wiszą już przyczepione na lustrze w przedpokoju. Nawet ja swój napisałam. W tym roku nie szaleję zbytnio z marzeniami. A co mi tam. Ja też chcę książkę Danuty Wałęsy.

wtorek, 6 grudnia 2011

Kobiece Wspieranie

Postawiono mi zarzut, że nie lubię kobiet. Jedna wielka bzdura. Będę się bronić.
A zaczęło się tak. Zrobiłyśmy sobie babski wieczór w sobotę. Imprezka miała być połączona ze spaniem. Już szykowałam śpiwór. Ale wiadomo - obowiążki matki, żony i kochanki wymusiły na nas bycie dysponowanym już od samego rana w niedzielę. Więc umówiłyśmy naszych Facetów, aby po nas przyjechali o odpowiedniej porze nocnej (dla jednych była to północ, dla innych trzecia nad ranem, i jak tu nie kochać tych Facetów). I tak też się stało.
Sałatka z dodatkiem ketchupu (jeszcze takiej nie jadłam) w wykonaniu Pani domu, wytrawne wino czerwone przegryzane serem pleśniowym i oliwkami, muffinki czekoladowe, kanapeczki z pasztecikiem i jeszcze tam coś smacznego. No i gadanie, gadanie, gadanie. Że kobiety powinny się wspierać, że nie powinny być zawistne wobec siebie, że powinny się świetnie rozumieć, że... że... że..... No tak, wszystko prawda, ale ...
Mam swoje przyjaciółki - z dawnej pracy, z obecnej pracy, z rady rodziców w szkole (od każdego mojego dziecka), z teatru dziecięcego, ze szkoły średniej, ze studiów, i już sama w tej chwili nie pamiętam skąd. Więc jak można mi mówić, że nie lubię kobiet.
Oj, niedobrze!

O obrażaniu i złośliwościach napiszę innym razem.

środa, 23 listopada 2011

Matka w Domu Obiadu Nie Ma

Od jakiegoś czasu króluje u mnie w domu stwierdzenie - mit prawie - że jak jestem w domu to nie będzie obiadu. Oczywiście chodzi o moje pojedyncze dni urlopowe, brane głównie z jakiegoś rodzinnego powodu. Trochę w tym micie prawdy jest. Bo jak tu skupiać się na obiedzie, kiedy trzeba zająć się jakimiś sprawami, dla których wzięłam dzień urlopu? A przy okazji przecież załatwiałam zaległe pranie, prasowanie itp sprawy.
Brak obiadu dla mojej rodziny to na czas przygotowane frytki z jajkiem sadzonym i sałatką pomidorową (wiosną i latem dorzucam do tego kefir) - i to oznacza brak obiadu! Rozpuściłam tę moją rodzinę.
Tak więc postanowiłam dzisiaj obalić mit braku obiadu. I udało się. Wzięłam w pracy dzień wolny z myślą o własnym odpoczynku.  Na obiad przygotowałam gyrosa, sałatkę z sałaty lodowej, pomidora i oliwek, a do tego frytki (a jednak! ale lubię). Tak więc mieszając style i kuchnie (włoską i grecką) zadowoliłam rodzinkę i wymusiłam na każdym członku rodziny oświadczenie, że to nie prawda, że jak matka jest w domu, to nie ma obiadu. Wszystkim smakowało i wszyscy wygłosili zadawalająe mnie oświadczenie. O!

piątek, 18 listopada 2011

Myszkowanie w Księgarni

Zdołowana sytuacją w pracy, na którą nie mam wpływu, postanowiłam coś malutkiego dla siebie zrobić. Ucieszyłam się, gdy Facet Mojego Życia zadzwonił do mnie, że zapomniał kupić synusiowi kropelki do nosa (bidulek synuś pewnie trochę pochoruje, bo już wczoraj wieczorem oglądał właściwie puste już buteleczki po lekarstewku do noska). Pomyślałam, że pochodzę sobie po sklepach i popatrzę, co też tam ciekawego dla mnie przygotowali. Ale plan był trochę niebezpieczny. W tym miesiącu czekają nas duże wydatki i trzeba trochę przystopować. Ostatecznie więc poszłam sobie do księgarni i myszkowałam z godzinę. Czasami lubię tak szperać - poczytać stronę czy dwie. Kiedy byłam dzieckiem, uwielbiałam klimat biblioteki. I wcale nie przeszkadzało mi, że wszystkie książki obłożone są w szary papier i oznaczone numerkiem. Zresztą wtedy wszystko było szare (któż nie pamięta zeszytów w kratkę z tabliczką mnożenia na okładce?).

niedziela, 13 listopada 2011

Popołudnie z Kumpelką

Przygotowałam zupę - krem z dyni i upiekłam ciasto czekoladowe z rodzynkami. A moja Kumpelka przyniosła ciasto francuskie z owocami (Facet Mojego Życia od razu zjadł chyba ze trzy kawałki). Siedziałyśmy sobie pojadając przygotowane smakołyki  i popijając czerwone wino hiszpańskie, rozprawiając  o czym się tylko dało i co nam przyszło do głowy. Upiekłam też pstrąga, ale potrawa rybna nie udała mi się, za długo trzymałam ją w piekarniku i ryba się wysuszyła. Wielka szkoda. Tutaj się nie popisałam.
Tak sobie rozmawiałyśmy o wakacjach, o książkach, o swoich pracach. Fajnie!

piątek, 11 listopada 2011

Time To Say Goodbay

Uwielbiam tę piosenkę. Ilekroć wyciągam odkurzacz z szafki i zaczynam sprzątać (a zdarza się to średnio raz w tygodniu, przeważnie w sobotę rano), w duszy mojej i głowie zaczyna się śpiew. Odkurzam nucąc. Robi mi się na duszy lżej. Uwielbiam słuchać śpiewu Andrea Bocelli. Niesamowity głos.

Cieszę się, że mam trzy dni wolne. Dzisiaj miałam wreszcie trochę czasu dla siebie. Posiedziałam sobie w moim ulubionym kąciku w kuchni z książką w rękach i kawą (a potem herbatą) w kubku na stole obok.
Wszystko byłoby fajnie - wolny czas, święto narodowe, długi weekend - ale nie, musiało pomieszać się na ulicach Wielkiego Miasta. Córcia moja jedna pojechała na spotkanie z przyjaciółmi i bardzo baliśmy się z Facetem Mojego Życia o jej bezpieczeństwo. Ale jakoś wróciła w porę i bezpiecznie do domu.
Nie lubię tego wszystkiego i nie rozumiem takiego zachowania.

wtorek, 8 listopada 2011

Kuchnia Kresowa

Posmakowałyśmy frykasów kresowych - po raz kolejny czuję się przejedzona. Zjadłam soljankę z wielu mięs i żebro wędzone po ukraińsku w sosie śliwkowym. Oczywiście żebra podanego na desce nie sposób było zjeść. Chyba to jest oczywiste dla pracowników restauracji, ponieważ pani kelnerka widząc moją minę powiedziała "Zapakujemy" i zapakowała mi pięknie do pudełeczka. Mogłam sobie zabrać do domu. Ale w domu to już nie to samo co w klimatycznej restauracji.
Miałam też ochotę na kurczę po kozacku - muszę się więc w niedługim czasie wybrać tam jeszcze raz.

Jest taki piękny listopad. Jeszcze kolorowo na drzewach, w ciągu dnia trochę jesiennego słońca. Nie chce mi się zimy. Nie lubię się grubo ubierać, nie lubię mroźnego deszczu ze śniegiem. Ale o czym to ja myślę.

poniedziałek, 7 listopada 2011

Co Jest Najpiękniejsze Na Świecie

Co jest dla ciebie najpiękniejsze na świecie  - fragment pracy domowej mojego dziesięciolatka. Synuś siada przy stole, oczy mu radośnie błyszczą i zaczyna opisywać Lamborghini. Zamyśliłam się na chwilę. Moją pierwszą myślą był jakiś krajobraz, może góry, może drzewo. Potem pomyślałam, że fajnie mieć synka, myśli trochę inaczej, moje córki opisywałyby pewnie to co ja .....(oczywiście sprawdziłam później - jedna chciała opisywać góry, a druga samą siebie... (?) super!). Rozanielona tą różnością w rodzinie (no i trochę zawiedziona, że to już nie ja, mama, jestem najpiękniejsza na świecie) idę do Faceta Mojego Życia, który leży na kanapie z rękami pod głową i pytam: "Słyszałeś co nasz synuś opisuje? Lamborghini. Szkoda, że już nie swoją mamunię." I patrzę jak Facet Mojego Życia zaczyna się uśmiechać odgadując moje myśli, które szybko pojawiły się w mojej głowie. "A tylko spróbuj powiedzieć, że dla ciebie najpiękniejsza na świecie jest mamusia" - odpowiadam na ten jego śmiech mrużąc oczy i zaciskając zaczepnie usta.
Dziwne są te relacje i piękności pomiędzy mamusią i synusiem.

piątek, 4 listopada 2011

Sprzątanie w Teatrze

Jutro wielka impreza w naszym dziecięcym teatrze amatorskim - 15-lecie istnienia i działalności. Właśnie wróciłam po ostrym sprzątaniu, przesuwaniu pudeł, pakowaniu pamiątkowych upominków. Jeszcze muszę wymyśleć kilka słów o naszych rodzinnych wrażeniach  i doświadczeniach związanych z teatrem - osoba prowadząca imprezę jubileuszową zada mi dwa pytania, nie wiemy jakie to będą pytania, coś sensownego wymyślimy. Muszę też upiec ciasto na mały poczęstunek - upiekę albo szarlotkę, albo czekoladowe ciasto z rodzynkami (musi być łatwe do krojenia, będzie tyle zamieszania).
A w niedzielę czeka nas uroczysta msza i dwa przedstawienia teatralne.
Weekend mam zajęty. I jak tu mieć czas na czytanie. Leżą sobie nowe książeczki na szafeczce  i czekają, aż wezmę je i przeczytam. Może po niedzieli....

czwartek, 3 listopada 2011

Berek Czyli Upiór w Moherze

Wreszcie wybrałyśmy się razem gdzieś! Były różne pomysły co do miejsca i czasu. Nawet w planie był weekendowy wypad do Londynu, ale po wszelkiego rodzaju kalkulacjach okazał się za drogi, więc zrezygnowałyśmy. Czas płynął i chciałyśmy poszaleć. No to poszłyśmy do teatru na Berka czyli upiora w moherze. Uśmiałam się serdecznie. Może temat jest już lekko przebrzmiały, ale gra aktorska kunsztowa, a o to przecież chodzi.
Tak więc wybrałyśmy się coby spędzić babski wieczór - pogadać o facetach, poplotkować o pracy, powspominać co nieco i pomarzyć o przyszłości.
Babskiego gadania było bardzo mało i wystarczył jeden SMS, żeby połowa z nas zapragnęła znajomego męskiego towarzystwa. Ostatecznie wylądowałyśmy w klubie przy kuflu piwa.
Wieczór zakończyłam o przyzwoitej porze.

wtorek, 11 października 2011

Ostatni Dziecięcy Wieczór

Dzisiaj jest ostatni dziecięcy wieczór mojego dziecka. Jutro o 12,05 (w samo południe) moje pierworodne dziecko skończy osiemnaście lat. Obie dzisiaj to przeżywamy na swój sposób. Przeżywanie skończy się zapewne dopiero w niedzielę wieczorem, kiedy ostatni zaproszeni goście opuszczą naszą chatę. No cóż.... właściwie to nie wiem co mam napisać. Że bardzo dokładnie pamiętam, co się wydarzyło osiemnaście lat temu? Że te osiemnaście lat przeminęły tak szybko? Że były fajne i udane? Że właściwie niewiele się w najbliższym czasie zmieni? Nie wiem.... Trochę nostalgii...
Mój mały dorosły człowieczek.

piątek, 30 września 2011

Zdjęcia

Nie wyobrażam sobie życia bez fotografii. Odkąd pamiętam, zawsze robiłam i robię zdjęcia. Nie jestem jakimś tam zapalonym fotografem i specjalistą od światła i kadrowania (a szkoda). Ale pstrykam i nawet mi to wychodzi. Zabieram aparat fotograficzny ze sobą gdzie się da. Oczywiście cieszę się utrwaloną chwilą przez jakiś czas, a potem utrwalam następne. Mamy spore archiwum rodzinne - archiwum to oczywiście za duże słowo, ponieważ mamy bałagan. Ale co tam. Fajnie jest przez przypadek trafić na zapomniane zdjęcia złożone gdzieś w pudełku.
Na przykład przeglądając stare pudło natrafiłam na moje zdjęcie zrobione parę lat temu w wieczór sylwestrowy, w przeddzień mojego wejścia w czwartą dekadę życia. Te moje wejścia w dekadę zaczynają się bardzo szybko, ponieważ jestem Wodnikiem. Kiedyś zazdrościłam rówieśniczkom urodzonym w grudniu - zawsze były prawie o rok ode mnie młodsze. Teraz nie ma to dla mnie znaczenia.

poniedziałek, 26 września 2011

Dwadzieścia Lat

Czternastego września upłynęło dwadzieścia lat odkąd pierwszy raz zobaczyłam Faceta Mojego Życia. Nie myślałam wtedy ani przez chwilę, że przez kolejne dwadzieścia lat będziemy razem. To szmat czasu, szczególnie jeśli patrzy się w przyszłość. Myśląc o minionych latach mogę jedynie stwierdzić, że za szybko upłynęły, i że wciąż za mało się "nażyłam". A wydarzyło się całkiem sporo. Nic nie będę podsumowywać, bo i po co?
Przez przypadek udało nam się spędzić ten wieczór rocznicowy w bardzo pięknym mieście. Nie planowaliśmy tego w ogóle. Oboje nie bardzo zwracamy uwagę na wszelkiego rodzaju rocznice, nie ma to dla nas wielkiego znaczenia. Liczy się tu i teraz. Każdy dzień jest bardzo ważny i warto go treściwie przeżyć. No to sobie pospacerowaliśmy po pięknym mieście.

sobota, 24 września 2011

Już Po Urlopie

Tak. Urlopy szybko mijają, szczególnie te udane. A mój był udany, chociaż krótki. Zostawiliśmy z Facetem Mojego Życia dom bez nadzoru i trochę się niepokoiliśmy, czy wszystko będzie szło bez zakłóceń i zgodnie z planami. Jakoś tam szło, wszyscy żyją i nawet za bardzo za nami nie tęsknili.
A my czujemy niedosyt. Za krótko było.
Robiłam zdjęcia, kąpałam się w słonej wodzie, wspięłam się po 591 schodkach, aby obejrzeć ruiny dawnej warowni, podziwiałam roślinność i próbowałam kupić coś regionalnego.
Cudny jest ten świat.


poniedziałek, 5 września 2011

Błąd Pracownika

Kupiliśmy nowe łóżka dla naszych Córek. No i bardzo byliśmy z Facetem mojego życia zadowoloni, że sklep meblowy (nie będe reklamować, który to), wyrobił się z realizacją zamówienia przed naszym wyjazdem urlopowym. Dzisiaj obiecano nam dostawę do domu. No i dostawa mebli się odbyła, tylko że przywieziono nam jedno łóżko. Pracownik pomylił się, nie zauważył na fakturze, że kupiliśmy dwa łóżka. Pani bardzo przepraszała telefonicznie, obiecała ekspresową naprawę błędu (dodała, że bardzo rzadko zdarza się, aby ktoś kupował dwa takie same łóżka - a to dziwne, przecież teraz rodzi się bardzo dużo bliźniaków, ale spoko, ludzie mają większe mieszkania, mniej dzieci, więcej pieniędzy, mniej pomysłów, więcej pomysłów, mniej radości,  itp. itd...).
Nawet nas to nie zdenerwowało. W końcu pomyłki przytrafiają się każdemu.
Tak więc w pokoju dziewczyn stoi jedno nowe łóżko i jedno stare. A ogólnie panuje jak zwykle swoisty bałaganik. Taki nasz własny. No i super. Dziewczyny nawet nie losowały, która śpi na nowym. Zajęte pierwszą tegoroczną pracą domową miały w nosie pomyłkę pracownika. W końcu jak zapłacone, to kiedyś przywiozą.
Ciekawe tylko kiedy?

piątek, 2 września 2011

Blogi i Operacje Plastyczne

Tyle ludzi pragnie podzielić się swoimi doświadczeniami z innymi... Siedziałam sobie teraz i czytałam (głównie blogi kulinarne). Super. To strasznie fajne, że ludzie mają tyle pomysłów i chcą je realizować. A ja mam chyba uczulenie na rukolę. Nie do pomyślenia! Tak bardzo mi smakuje... Muszę to jeszcze sprawdzić.

Przy okazji (miby mimochodem oczywiście, bo przecież tak normalnie to się nie przyznam, że czasami czytam dla rozrywki pudelka) popatrzyłam sobie na gwiazdy wszelkiego rodzaju, które zrobią wszzystko, aby poprawić swoją urodę. O matko! Te wypadające z sukienek i przesuwające się w różne strony biusty, te wypchane usta, naciągnięte tu i tam skóry ... Nie - to jest rzecz, której tym wszelkim gwiazdom nie mogę wybaczyć. Nie rozumiem tego. Jeśli masz jakąś narośl na czubku nosa, to ją usuń, jeśli masz podejrzane przebarwienie skóry, to sprawdź to u odpowiedniego lekarza. Ale oszukiwanie siebie, że zmarszczki to nie ja... Nie, tego nie rozumiem. Przecież przemijania czasu nie da się uniknąć.
Wszytkie chcemy być piękne. To zrozumiałe. Ale po cholerę robić z siebie lalkę barbie? Piękno jest wewnątrz człowieka. Trochę żyję na tym swiecie i troszkę sobie poobserwowałam. Nie raz zaczepiłam oko na przystojniaku, który po krótkiej rozmowie przestawał mnie zupełnie interesować, albo okazywała się zwykłym palantem. Poprawianie urody toleruję jedynie w kontekście medyczno - zdrowotnym. No i oczywiście dbanie o siebie - odpowiednie odżywianie, trochę ruchu... itp - każdy wie o co mi chodzi.



środa, 31 sierpnia 2011

Rozgardiasz Wakacyjny

W tym tygodniu wszystko co wakacyjne powinno się zakończyć. Na razie jestem w całkowitej rozsypce. Nawet nie mam książek szkolnych dla moich dzieciaków, tylko Synuś (najmłodszy w końcu) jest jako tako wyposażony.

poniedziałek, 29 sierpnia 2011

Zupa Pomidorowa

Jeszcze nigdy nie zdarzyło mi się tak często gotować zupę pomidorową jak w sierpniu bieżącego roku. Stałam się specjalistką - gotuję zawiesistą, pyszną zupę pomidorową. Wieczorowe duszenie pomidorów stało się niemalże rytuałem. Na szczęście dla mnie w tym roku pomidory są tanie. Uwielbiam wybierać soczyste, dorodne pomidory (całą siatę), a potem sparzyć ich skórkę, zdjąć ją a pomidory dusić dodająć przyprawy.
Goszczę osiemnastoletniego Bratanka, który zarabia na prawo jazdy i takie tam inne własne potrzeby i muszę Go odpowiednio odżywiać, aby miał siłę wstać codziennie rano do pracy (a łatwy w wyżywieniu to On nie jest - ma własne wybrane potrawy i reszty nawet nie spróbuje, twierdząc, że jeszcze na to nie przyszedł czas). Dam radę. Przy nim to i mój Synuś opycha się moją przepyszną zupą pomidorową, aż mu się uszy trzęsą - czym bardziej pikantna, tym lepsza. Teraz też obaj poszli do kuchni i tylko słychać ich rozmowy i stukanie łyżek o talerze. I nie ważne, jaka to pora dnia. O.K.

czwartek, 25 sierpnia 2011

Dzisiaj po Libańsku

Tabbule, Fattusz, Hammus, Fenicja mięsna, Chleb Pitta...no i kawa z kardamonem (po libańsku) - już nie pamiętam, co jeszcze zamawiałyśmy. Spędziłyśmy w restauracji wiele godzin smakując i oczywiście konwersując. Nie skusiłyśmy się na shishę, nie tym razem. Nie było też deseru.
Wędrówki po Wielkim Mieście w celu odkrywania smaków świata stają się dla nas tradycją. Tegoroczne lato sprzyja takim eventom - prawie codziennie pada.
Po dość wyczerpującym dniu w pracy poczułam się odprężona i wyluzowana. Nawet nie miałam wyrzutów sumienia, że ubogo w domowej lodówce. Jutro rano nadrobię.

wtorek, 23 sierpnia 2011

Urlop

Łatwiej jest zorganizować wakacje dzieciom niż zaplanować swłasny urlop.
Dzieci - wiadomo. Muszą wypocząć, muszą coś zobaczyć, fajnie będzie jak przypasuje towarzystwo. No i oczywiście nadzieja, że będą zadowolone. A my dorośli? Już w ubiegłym roku stwierdziliśmy, że wakacje trzeba podzielić na te dla dzieciaków i na te dla nas. My mamy inne oczekiwania. Chcemy zwiedzać, robić zdjęcia, mieć czas na błogie lenistwo, na lampkę wina i na chwilę dla siebie. Bez zwracania uwagi na potrzeby podopiecznych. Już zaczęliśmy planować. Ciekawe co nam wyjdzie.

poniedziałek, 15 sierpnia 2011

Mój Francuski

Troszkę już umiem. Mam za sobą etap kiedy zupełnie nie wie się o co chodzi. Zaczęłam jarzyć. Potrafię coś powiedzieć i coś przeczytać. Super. Teraz pora na pisanie. To dopiero będzie się działo! Pamiętam jak w pierwszej klasie liceum próbowałam nauczyć się odmiany rodzajników niemieckich ("der des  dem den, die der der die, das des den das"). Chodziłam z zeszytem całe popołudnie i klepałam. A potem poszło całkiem nieźle. Tak więc jest wielka nadzieja na mój fracuski. Niezła zabawa. A na dodatek nie ma presji, że dostanę dwóję (teraz są jedynki, ale dla mnie dwója to dwója).
Ale ze mnie dzieciak.

piątek, 5 sierpnia 2011

Etna

Etna sobie podymiła, a życie spokojnie toczy sie dalej. Moje dziecko ma już malutki kawałeczek lawy jako pamiątkę i ciekawostkę dla nas. Synuś to skwitował "a to będzie gorąca niespodzianka". No to się uśmiałam z riposty synusia. Córcia robi mnóstwo zdjęć (ciekawe ile z nich będzie możliwych do oglądania). Kupiła też jakieś wino sycylijskie i kazała nam z utęsknieniem na nie czekać. No też fajnie. Usiadłam sobie do komputera. Jakoś mi się udało - chyba tylko z powodu pustki w domu, ponieważ zostaliśmy z Facetem Mojego Życia sami na cały weekend pierwszy raz w tym roku i być może ostatni. No to sobie oglądałam Sycylię, Catanię, Florencję.... ble ble ble. Tylko się rozmarzyłam.

Ten wolny weekend to oczywiście super okazja do nadrobienia wielu rzeczy - na początek pranie. Ale też oczywiście trzeba wykonać "na luzie" kilka telefonów - bardzo jestem ciekawa co słychać u moich sióstr i koleżanek.
No zobaczymy, to dopiero początek wolnego weekendu. Ciekawe co zrobimy jutro na obiad?

niedziela, 31 lipca 2011

Wakacje u Podnóża Etny

W sobotę wrócił mój synuś z kolonii - bardzo zadowolony i szczęśliwy. Szkoda, że impreza trwała tak krótko. Jeszcze wszystkiego nie zdążył opowiedzieć. Z doświadczenia wiem, że długo jeszcze będą mu się przypominały fajne zdarzenia i bardzo będzie chciał się nimi podzielić z nami.
Ale co ja mam zrobić jutro. Walizka spakowana. Florencja w planie. A Etna uaktywniła się. Nie będę dzisiaj panikować. Zobaczymy co jutro rano powiedzą organizatorzy obozu. Ostatni wyjazd wakacyjny jednego z moich dzieci jest pod znakiem zapytania.

wtorek, 26 lipca 2011

Mam 40hm... Lat

Mam 40hmm... lat i kompletnego fioła, ale tylko na punkcie facetów i sexu, bo tak normalnie to jestem całkiem rozsądną, stateczną kobietą, odpowiedzialną matką i partnerką życiową Faceta Mojego Życia.
Zapisałam to pierwsze zdanie, poniewąż wymusiły to na mnie moje koleżanki (a właściwie jedna koleżanka) twierdząc, że skoro coś takiego mówię to powinnam to też napisać. Aby moje pisadełko było bardziej szczere oczywiście. OK. Ale łatwiej jest gadać sobie co popadnie niż to samo napisać. Tutaj trochę tchórzę i rzeczywiście nie do końca jestem szczera (sama ze sobą).

niedziela, 24 lipca 2011

Coś Tam o Sexie

Oczywiście, że mam ochotę napisać coś o seksie. Ale jak? Przecież ktoś to przeczyta. O seksie najłatwiej się żartuje - nikogo nie boli  a i śmiechu jest dużo. Ale nie z każdym lubię żartować o seksie. Niektórzy mają takie toporne poczucie humoru, że już po pierwszym zdaniu żałuję, że zaczęłam taki temat (miało być subtelnie i z  niedopowiedzeniem, a jest rubasznie i z "grubej rury"). No cóż różni są ludzie.
Tak sobie myślę, że seks nadal jest tematem tabu  w wielu rodzinach, mimo że tak dużo się mówi o wychowaniu seksualnym dzieci, o odpowiedzialności rodziców. Wszyscy najchętniej przerzuciliby ten temat na szkołę. Czego absolutnie nie rozumiem. Bo kto lepiej nauczy dzieci miłości i o miłości jak nie ich rodzice? Ale to ja tak myślę i ja staram się jak najwięcej przekazać swoim dzieciom. Moja koleżanka (na stanowisku) nawet nie ma pojęcia, że jej prawie osiemnastoletnia córka uprawia seks. Dla mojej koleżanki ona jest malutką dziewczynką i na wszystko ma jeszcze czas. No i co ja mam zrobić? Wiem przecież o jej córce więcej. Skąd bierze sie taka pruderia? Przecież seks to ludzka sprawa. Dlaczego na ekranie może lać się krew strumieniami, że aż mam wrażenie, że zaleje mi dywan w pokoju, a jak zaczyna się scena miłosna , to broń panie boże aby nie pokazać za dużo?

A tak wogóle to zaczęłam czytać "Cider with rosie"  Lurie Lee. It is a story about a childhood in England soon after The First World War. I hope that the story will be colourful.

wtorek, 19 lipca 2011

Spodnie

Kupienie spodni Facetowi Mojego Życia graniczy z cudem. I wczoraj ten cud się zdarzył, i to dwukrotnie. Poświęciłam się. Uzbroiłam się w cierpliwość i szłam od sklepu do sklepu, od stoiska do stoiska, od wieszaka do wieszaka szukająć odpowiedniego wzoru, surowca i rozmiaru. Udało się. Wróciliśmy do domu z zakupami.Strasznie wybrednego mam tego Faceta. Tradycjonalista. Było już tak, że powoływałam się na Trinni i Suzannę (jest wysokim szczupłym facetem, ja nie widzę problemu, aby się modnie ubierał, on natomiast - a i owszem). No więc walczyłam. Nie wszystko udało mi się przeforsować. Ale może być.
Oczywiście to kolejny już mój raz podczas tegorocznych wakacji, że jadę na zakupy w określonym celu z jednym domownikiem w strasznej potrzebie (a to wyjazd wakacyjny, a to właśnie czegoś brakuje i koniecznie trzeba to kupić, a to jeszcze jakiś tam inny powód).

Może wreszcie kolej na mnie - tylko, że chwilowo mam dość sklepów......

sobota, 16 lipca 2011

Centrum Dowodzenia

Jedno dziecko rano pojechało na kolonie, drugie wieczorem wróciło z obozu, trzecie koniecznie musiało spotkać się z przyjacielem. A my oczywiście musimy nad wszystkim czuwać, o wszystkim pamiętać i żywo reagować na wszelkie zmiany planu (a tego dużo więcej niż trochę doświadczamy). Jutro na dodatek mamy gości na obiedzie, więc muszę się trochę postarać, aby było smacznie i miło.
Synuś zanim dojechał do celu dzwonił chyba pięć razy. Meldował dokładnie gdzie jest i co się dzieje. Córcia natomiast przez cały obóz odezwała się tylko trzy razy. Po godzinnym opowiadaniu wrażeń wzięła prysznic i zamknęła się z komputerem w swoim pokoju - musi nadrobić czas nieobecności, ma tyle do opowiadania swoim przyjaciłom - tym starym i pewnie tym nowo poznanym. Daliśmy jej dzisiaj spokój, niech odpocznie. Jeszcze będzie dużo czasu na opowiadanie.

Kiedy ja byłam nastolatką, po każdym takim wyjeździe byłam prawie przez miesiąc duchem nieobecna w domu - przepełniona wrażeniami, zafascynowana nowymi ludźmi, zawsze w kimś zakochana. Paplałam na okrągło i ze szczegółami o wszystkim, aż wszyscy domownicy mieli mnie dość. Za wszelką cenę chciałam utrzymywać kontakty z nowopoznanymi ludźmi. Tylko że wtedy było zdecydowanie trudniej. Listy przychodziły pocztą po dwóch tygodniach, po pół roku kontakty się urywały, zostawały jedynie wspomnienia i pojedyńcze zdjęcia lub wspisy pamiątkowe na okładkach książek.

piątek, 15 lipca 2011

Dałam Plamę

Dałam wielką plamę! Po raz pierwszy zapomniałam o urodzinach Faceta Mojego Życia. Mnie to się nie zdarza! Ja to jestem ja - zawsze pamiętam o wszystkich wokoło. No i zostałam przyłapana dzisiaj rano z głupią miną. A On perfidnie czekał na to i z wielką satysfakcją wskazał na mnie palcem mówiąc "Wiedziałem!".
Co wiedziałem, co wiedziałem....

wtorek, 12 lipca 2011

Takie Tam

Stwierdziłyśmy dzisiaj z Koleżanką, że gdyby nie Ta Sztuka, to byłoby z nami źle. A tak jest dobrze - mamy stosy książek, filmów, płyt... i dzięki temu wszystkiemu świat jest dla nas całkiem znośny. Mimo nudnawej (czytaj powtarzalnej) pracy i wszelkich problemów i problemików z najbliższymi zawsze znajdziemy sposób, aby pokrzepić nasze dusze. Dobrze też, że są noce - większość domowników wreszcie zasypia i można zająć się własnymi sprawami. Nie jestem śpiochem. Zawsze uważałam, że śpiochy dużo tracą. Ale to ich sprawa.

Pogoda w tym miesiącu jest zaskakująca - albo pada, albo mimo słońca jest chłodno. Zupełnie nie mam pojęcia w co się jutro ubrać do pracy.  Pewnie gdyby pogoda była ustabilizowana, też nie wiedziałabym co jutro założyć na swoje całkiem fajne ciałko. Może rano obudzę się w lepszym nastroju.

Dzisiaj prawie trzy godziny wieczorne spędziłam pracując społecznie - i jestem z tego bardzo zadowolona.

poniedziałek, 4 lipca 2011

Wakacje

Wakacje to ulga i stres. Ulga, ponieważ mogę trochę wyluzować - nie muszę przygotowywać swoich pociech do szkoły, nie muszę pamiętać o zebraniach, składkach, zmianach planów lekcyjnych, wyjściach klasowych, kiedy kto wróci do domu i co komu obiecałam "na jutro". Tak, kilka tygodni luzu. Coś się skończyło lepiej lub gorzej, jakiś tam etap mamy wszyscy za sobą.
Ale jaki stres! Zorganizować wszystkim wakacje! I to fajne, zgodnie z indywidualnymi upodobaniami, przyjemne. Przecież "mamo! są wakacje, należy nam się wypoczynek". No tak, należy im się wypoczynek. Dzieciaki ciężko pracowały cały rok. Ale jak tu dogodzić - jak tu wszystko dopasować do własnej kieszeni. Zawsze okazuje się, że coś jest za małe, coś zniszczone, czegoś tam nie ma  - i trzeba dokupić.
Jedna moja pociecha już dzisiaj zaczęła zasłużony wypoczynek. Mam nadzieję, że będzie zadowolona, że pozna ciekawych ludzi, zdobędzie nowych przyjaciół, zobaczy ciekawe miejsca, czymś się zachwyci. Jeszcze wczoraj późnym popołudniem biegaliśmy po sklepie za ostanimi drobiazgami. Nie łatwo jest wysłać w podróż nastoletnią panienkę. Teraz będę się niepokoić, drżeć, aby nic złego się nie stało i czekać na malutką chociażby wiadomość od niej.
OK! Potem kolejne dzieciaki - w tym roku każde jedzie samodzielnie.

A ja, a my? Czy my nie pracowaliśmy cały rok ciężko? Powtarzaliśmy sobie trochę chemię, fizykę, matematykę, przerabialiśmy gramatykę angielską i polską, trenowałam wypowiedzi pisemne (a jakże!), wykonywaliśmy jakieś tam prace plastyczne (tych zdecydowanie ja więcej niż mój facet), ganiałam po księgarniach za kolejnymi książkami (też zdecydowanie ja więcej, bo niby mam dogodne ku temu warunki - pracuję w centrum Wielkiego Miasta).
Dla nas też są wakacje.....możemy sobie troszkę dłużej pospać.....(no, oprócz najbliższych dwóch tygodni - wstajemy o godzinie  5 rano, ponieważ jedna z naszych pociech odbywa właśnie staż w radiu i musi być w pracy o 6,15 - super!).

piątek, 1 lipca 2011

Popołudnie w Stylu Japońskim

Wybrałyśmy się coby rozkoszować się egzotycznymi potrawami japońskimi. Zabrałyśmy ze sobą nasze nastoletnie córki. I było fajnie. Sushi w kilku smakach apetyczne. Dogadzałyśmy swoim podniebieniom. Atmosfera z klimatem japońskim. Oczywiście próbowałyśmy jeść sushi palcami i pałeczkami. Nasze córki zdrowo zjadły ponad połowę, a potem zapragnęły zakąsić pizzą, ale nie zwracałyśmy na nie uwagi.
Popołudnie było udane, ale za mało się nagadałam z moją Koleżanką. Muszę to spotkanie poprawić w najbliższym czasie, ale już może bez naszych rozkosznych córeczek. Szkoda też, że cały dzień pada i jest zimmo. Marzył mi się jeszcze długi spacer, a tak ogłądam początek polskiej prezydencji w telewizji.
Takie wyjścia mają dla mnie potrójną wartość - spotkanie z przyjaciólmi, wrażenia smakowo - wzrokowe i zdobywanie nowej wiedzy (siadam przy komputerze i wyszukuję co się da na dany temat).

Sushi to chyba niezły afrodyzjak. Hmmm.....

wtorek, 28 czerwca 2011

We Dwoje

Udało nam się spędzić weekend we dwoje. Tak naprawdę to niezupełnie tylko we dwoje.
Pojechaliśmy sobie do Torunia powłóczyć się po Starówce no i oczywiście pobyć tylko we dwoje. Ale nie udało nam się znaleźć Filutka. Bo kiedy nasyceni po obiadowej przekąsce, swoim zwyczajem zaczynaliśmy drugi etap turystycznej wędrówki zgodnie z pierwotnym planem, zaczęły się telefony z domu. Telewizor nie odbiera, komputer się zawiesił i jak tu tak bez taty. Po kilku minutowej nawigacji telefonicznej życie domowe wróciło na swoje tory, ale nasze życie turystyczne się wykoleiło. Staliśmy na środku wąskiej uliczki bez słów rozumiejąc się i starając się jeszcze raz wrzucić luz. Ostatecznie wszystko się udało. Na szczęcie przed obiadem był pierwszy etap turystycznej wędrówki - udało nam się zobaczyć coś zgodnie z planem i bez planu. Obejrzeliśmy dzieło Rembrandta będące w posiadaniu rodziny Czartoryskich, wypożyczone do muzeum w Ratuszu na wystawę okresową. A wieczór zakończyliśmy koncertem organowym w Katedrze św. Janów - trafiliśmy na ostatni koncert festiwalu muzyki organowej.
Wracając do Wielkiego Miasta zwiedziliśmy zamek w Golubiu - Dobrzyniu.
Fajnie.

niedziela, 19 czerwca 2011

Super Koleżanka

Wczoraj biblioteka osiedlowa zorganizowała wyprzedaż książek. Robiąc rano sobotnie zakupy widziałam, że panie wynoszą z biblioteki pudła. Ale po co mi stare książki, mamy ich tyle w domu, że też myślę o zorganizowaniu kiermaszu. Jednak zachęcający telefon mojej koleżanki (która kupiła cały stos) był takim bodźcem, że już po kilku mimutach buszowałyśmy z córcią zadowolone w stosach książek. No i wróciłyśmy do domu - każda ze swoim nabytkiem pod pachą i co najmniej jednym bezsensownym zakupem (moja córcia kupiła Moliera w oryginale, a ja kolejną książkę do nauki francuskiego dla początkujących i to bez płyty - no bez sensu).
Byłyśmy szczęśliwe cały dzień. Ja podwójnie - że mam kilka niezłych książek do przeczytania, i że mam taką fajną koleżankę.

No to teraz zabieram się do czytania nowego nabytku - książki Marqueza "Rzecz o moich smutnych dziwkach".

czwartek, 16 czerwca 2011

Preferencje

Musiałam odreagować totalną porażkę - fatalnie zdałam egzamin kończący kolejny okres nauki angielskiego. Nie rozumiem dlaczego? Przecież jestem quite clever woman. Balansuję pomiędzy B2 a C1 i nie mogę ruszyć dalej. Przeczytałam w oryginale ponad dwadzieścia książek łatwiejszych i trudniejszych, a jak mam się wysłowić to żal serce ściska.
No to wybrałam się wieczorem na rolki. To moja ulubiona pora roku - bardzo długie dni i przyjemne wieczory. Jest tak ciepło i do późna wieczorem jeżyki fruwają w kółko robiąc tyle hałasu. Uwielbiam to.
Jadę sobie na rolkach walcząc ze smutnymi myślami jaka to jestem niemota i widzę "tatuśka" pomykającego obok (też na rolkach). Taksuję go wzrokiem szybko i stwierdzam, że za młody i za bardzo umięśniony. Zawsze wolałam wiotkich intelektualistów. Raz na jakiś czas udaje się takiego namówić na rolki czy na przejażdżkę rowerem, a jak zrobi szach-mata zanim zdążę wygodnie usiąść i spojrzeć, które to moje figury, to aż przyjemnie. Już w przedszkolu uganiałam się za chłopakiem, który znał na pamięć najwięcej wierszyków (niektóre były całkiem nie na miejscu, chłopak miał sporo starszego brata) i wiedział jak się nimi popisywać.

piątek, 3 czerwca 2011

Premiera

Jesteśmy po premierze. Przedstawienie udało się. Próby były szokujące - na początku myślałam, że nie zbierzemy tego w jedną całość. Najbardziej obowiązkowi byli oczywiście dorośli. Zawsze obecni pomimo pracy zawodowej i obowiązków domowych. Trzeba było skompletować kostiumy, zgromadzić gadżety itp. itd. Super przygoda. Do dzieci trzeba mieć specjalny zapas cierpliwości. Nie przychodzą na próbę, a potem kłócą się o swoją kwestię. A tu trzeba czuwać nad całością. Show must go on.... Nie można pozwolić sobie na kłopotliwe milczenie, bo ktoś zapomniał co ma mówić.
Cieszę się, że przyjęłam propozycję takiej zabawy. Może jeszcze coś zrobimy. Nie bawiłam się w aktorkę od obozu harcerskiego po zakończeniu podstawówki. Wtedy próbowaliśmy zrobić przedstawienie o jakiejś tam królewnie. Ale tylko ja byłam poważna i naprawdę chciałam grać. Pozostałe obozowiczki chichotały i nawet nie próbowały zapamiętać swojej roli. Pamiętam uczucie rozczarowania i podenerwowania. No więc teraz miałam okazję odbić sobie tamto stracone przedstawienie.

Moja rodzinka obejrzała moje zmagania na scenie. Facet Mojego Życia zrobił zdjęcia, a córki stwierdziły, że Julia Roberts przy mnie to pestka. Synuś oczywiście grał ze mną.

wtorek, 10 maja 2011

Amatorski Teatr

Jest tak pięknie na dworze... szczególnie późnym wieczorem. Kiedy moje dzieci były dużo młodsze, miałam zwyczaj wiosną, latem i jesienią zabierać je na spacer przed spaniem. Synuś brał ze sobą latarkę (nigdy nie była przydatna z powodu latarń ulicznych i osiedlowych), a dziewczyny nawijały o wszystkim.
W tym roku nie mam czasu. Zabawiam się w aktorkę - amatorkę. Dla dzieciaków próbujemy zrobić przedstawienie. Aktorzy są mieszani (dorośli i dzieci). I muszę przyznać, że wcale nie jest to taka łatwa sprawa. Trzeba nauczyć się tekstu i wiedzieć, kiedy mówić swoją kwestię. A do tego trzeba to zagrać. Nie mam pojęcia jak to wyjdzie. Nie mamy jeszcze kostiumów.

niedziela, 1 maja 2011

Rolki

Rozpoczęłam sezon rolkowy - dzięki Synkowi oczywiście. Nie bardzo chciało mi się wychodzić z domu. Zimno, a do tego rozleniwiłam się wielogodzinnym patrzeniem w telewizor.
Obejrzałam mszę beatyfikacyjną Jana Pawła II. Posłuchałam też trochę opinii i wrażeń różnych ludzi.
A wieczorem uległam Synkowi i pojeździłam sobie na rolkach. No i czyż nie cudownie mieć dzieci, które zadbają o odrobinę ruchu fizycznego własnych rodziców?

sobota, 30 kwietnia 2011

Królewski Ślub

Jak prawie cały świat troszkę śledziliśmy w pracy uroczystość zaślubin księcia Williama i Kate. Oczywiście nie bardzo nią się przjmując, traktując to wszystko raczej jako przerywnik pomiędzy nudmymi raportami tworzonymi w jakimś tam celu. Wieczorem obejrzałam sobie to i owo "na spokojnie" i bardzo się dziwiłam temu ludowi zachęcanemu do wznoszenia okrzyków.
Zachwyciła mnie widowiskowa siostra Kate jako druhna, a ubawił wikary robiący gwiazdę na czerwonym dywanie po uroczystości zaślubin.

poniedziałek, 25 kwietnia 2011

Tradycja

Nie jestem mocna jeśli chodzi o tradycję. Zresztą zależy, co kto rozumie przez słowo tradycja. Dla mnie jest to coś przekazywanego z pokolenia na pokolenie, co wyróżnia rodzinę, oparte jest na zwyczajach panujących od pokoleń w danym otoczeniu, rejonie itp. No więc dla mnie tradycja wielkanocna to triduum paschalne, to pieczenie ciast, wędzenie kiełbas i innych wędlin, wielkie sprzątanie w domu i wokół domu, msza rezurekcyjna i śmingus - dyngus w lany poniedziałek. I oczywiście wyprawa ze święconką do kościoła, post z czarną zupą grzybową, dzielenie się jajkiem podczas wielkoniedzielnego śniadania. Do dzisiaj pamiętam zapach świeżej pościeli, i babcię oburzoną, że znowu do kościoła w Wielką Niedzielę ubieram się na czarno, przecież to nie przystoi panience.
Jako dziecko przez okres całego postu potrafiłam odmówić sobie słodyczy, i to wcale nie dlatego, że były na kartki. A podczas adoracji krzyża w Wielki Piątek miałyśmy z siostrą okazję obejrzeć wszystkich facetów w parafii, i oczywiście obgadać ich (wiem, że moje zachowanie nie było odpowiednie, ale to były czasy.... !).

Próbuję trochę przekazać moim dzieciom. Ale świat się zmienił. Kościół złagodniał, słodyczy pełno, menu rodzinne zmieniło się - sałatki, włoska kuchnia, surówki, mało ciasta, troszkę wina...Wszyscy nastawiliśmy się na coś nowego, oryginalnego, wyszukanego, innego. Staramy się jak możemy.

Z przyjemnością zjadłam u Mamy zwyczajny tradycyjny rosół.

piątek, 22 kwietnia 2011

Się Ogarnąć

Potrzebowałam jednego dnia urlopu, aby "ogarnąć się" jakoś z tymi świętami wielkanocnymi. Z twardego snu, pełnego marzeń o dwupoziomowym dużym mieszkaniu, wyrwał mnie śpiew ptaszka za oknem. Fajnie, że przed oknem mam duże drzewo. Przetrwało wszystkie dotychczasowe wichury, mimo że jest stare, rozłożyste i kruche. A ptaszek malutki i głośny. Uwielbiam wiosnę. W Wielkim Mieście brakuje mi wrażeń zapamiętanych z dzieciństwa - przez cały kwiecień, maj i czerwiec w pobliskim lesie nie ustawał śpiew ptaków, gdzieś wysoko na niebie cały dzień słychać było skowronka, a w maju w żywopłocie koło domu do późna w nocy rozbrzmiewały miłosne trele słowika.
Ale tutaj z tym wielkim rozłożystym drzewem nie jest tak źle - nawet sroki uwiły sobie tam gniazdo.
Tak więc wiosna w pełni - młodziutka zieleń, krzewy pokryte pachnącym kwieciem. Fajnie.
Trzeba się jednak ogarnąć z tymi świętami - zrobić jakieś zakupy, upiec ciasto (może babkę, mazurka i sernik?), coś tam zaplanować.

czwartek, 24 marca 2011

Dress Code

Zostaliśmy w firmie poinformowani, że obowiązuje nas odpowieni sposób ubierania się. Dla mnie nic szczególnego - smart clothing. Ale daliśmy sobie upust w wymyślaniu żartów na temat ubioru.Jakie obcasy są wysokie, a jakie nie. Jak rozumieć duży dekold i co mają zrobić panie z dużym biustem. No i co właściwie mają mieć na sobie panowie na spotkaniach służbowych - może tylko marynarkę i krawat....
Takie typowo polskie zachowanie - doszukiwanie się nieścisłości w tekście pisanym. Dlaczego nie? Jeśli ma to zrelaksować pracownika?

wtorek, 22 marca 2011

Rigoletto

W sobotę obejrzeliśmy Rigoletto - operę Verdiego. Tym razem bez dzieciaków. Fajnie pokazywać im otaczający nas świat i utalentowanych jego mieszkańców. Lecz fajnie jest też, kiedy tylko we dwoje możemy cieszyć się takimi perełkami. Nie muszę wtedy troszczyć się o nikogo, mogę cała oddawać się działaniu muzyki i śpiewu.
Zadziwiające, jak wiele było osób spoza granic naszego kraju.  Skupionych, zasłuchanych.
Bardzo udany wieczór.

Mała była na wagarach - całą gromadą przeżywali pierwszy dzień wiosny. Ma teraz w zapasie historyjkę o swojej młodości dla własnych dzieciaków (jaka to była fajna) - tego chciała, aby mieć co wpominać. No cóż. Muszę przyznać, że jak niewiele robisz to niewiele masz do opowiadania.
Szkoła jednak coś tam organizowała - luźne lekcje i rekolekcje postne. Ale to nie to samo co wogóle urwać się ze szkoły. OK! Cóż ja mogę na to...

piątek, 18 marca 2011

Dzień Wagarowicza

Moje średnie dziecko oświadczyło, że nie idzie do szkoły w dzień wagarowicza. Oczywiście uważam to za totalną głupotę. A moje dziecko nie chce być jakimś tam lamusem i do szkoły nie pójdzie. Nie pomogły rozmowy i perswazje (wyjątkowo byłam spokojna i nie dałam się wyprowadzić z równowagi). Pyskówka i wielka obraza na matkę, że jest bez serca. Moje dziecko oświadczyło, że i tak zrobi co zechce i w związku z tym nie bierze pieniędzy na kino (o które przed chwilą poprosiło), aby nie czuć się zobowiązane do posłuszeństwa.
Tłumaczyłam, że co to za wagary, kiedy wszyscy o nich wiedzą, a szkoła od kilku lat zacięcie walczy z różnymi rodzajami wagarowania. Zresztą podejścia szkoły do tego dnia też nie rozumien. Dlaczego nie zorganizować czegoś bardziej luźnego dla dzieciaków zamiast normalej nauki, dlaczego nie zachęcić do przebywania w szkole? W podstawówce to chociaż z banalnymi transparentami typu witaj wiosno (wczoraj robiliśmy taki dla małego) pospacerują sobie dzieciaki po parku i ulicach i będzie fajnie. Ale nie w gimnazjum - tam trzeba być poważnym i myśleć tylko o posłuszeństwie i nauce i o własnej przyszłości. I broń panie boże ubrać się modnie (i absolutnie nie myślę tutaj o gołych brzuchach), najlepiej jak wzyscy będą ubrani na szaro, ciemno i nijako, a w głowie niech mają tylko jeden cel: być posłusznym i zdobywać dobrą średnią ocen, aby szkoła dobrze wypadała w rankingach.
Obserwuję to wszystko ..... tak mało jest fajnych nauczycieli, którzy rozumieją nastoletniego dzieciaka.

Tak więc tłumaczyłam dziecku, że dzień wagarawicza nic nie znaczy, że jest przecież dzień św. Patryka, dzień bez papierosa, dzień bez samochodu, światowy dzień AIDS i tak dalej i tak dalej. A synuś na to wiercąc się na wielkiej sportowej piłce: " piętnastego maja jest dzień bez stanika!". Zdumieni spojrzeliśmy na niego.

wtorek, 15 marca 2011

Wyciszenie

Zrobiło się trochę cieplej. Aż przyjemnie. Wszystkim marzy się wiosna. Sobota i niedziela upłynęła moim znajomym pod znakiem szukamy wionsy gdzie się da. Opowiadaliśmy sobie w poniedziałek, jak to cudownie było w lesie, w parku czy u teściowej na obiedzie. A mnie się nie chciało szukać wiosny - musiałam doczytać książkę Terregp Pratchetta. Miałam ochotę pośmiać się sama do swoich myśli. Oczywiście nie ominęło mnie siedzenie w kuchni i gotowanie posiłku najbliższym. Wieczorem wybraliśmy się na krótki spacerek. Nie wszyscy oczywiście. Dwoje z nas jest bardziej leniwych sportowo niż pozostała trójka.Tak więc właściwie my też zaliczyliśmy taki ciepłozimowy przegadany spacerek wprawiający w miły wieczorowy nastrój.

Tak wogóle to opanował mnie stan wyciszenia. Może dlatego, że skończył się karnawał i nadszedł czas modlitwy i refleksji. To nawet dobrze.
A mój francuski leży. Trzeba mi zapisać się na jakiś kurs. Tylko kiedy.

niedziela, 6 marca 2011

Książki

Ostatnie badania wykazały, że przeciętny Polak czyta średnio dwie książki rocznie. I to nie zależy ani od wykształcenia, ani od miejsca zamieszkania. O ile pamiętam, to zawsze tak było. Łatwiej siedzieć przed telewizorem i przeżywać cudze fikcyjne życie serialowe. Ale ja mam sporo znajomych, którzy czytają i to bardzo dużo. W pracy zawiązaliśmy grupę wsparcia - pożyczamy sobie książki, polecamy autorów, dzielimy się wrażeniami. Taki miły przerywnik przy robieniu biurowej kawy.

sobota, 5 marca 2011

Pracuj

Przed oknami mojego budynku biurowego ktoś napisał na śniegu dużymi literami PRACUJ. No to pracowaliśmy. Napis utrzymywał się prawie trzy tygodnie, chyba był widoczny jeszcze wczoraj. Oglądaliśmy go z perspektywy trzeciego piętra. Taki zwykły napis na śniegu,  a wywołał tyle zainteresowania.

Tak też zapamiętam chyba obecną zimę - pracuj, pracuj, pracuj.

niedziela, 27 lutego 2011

Ścieżki Kariery

Zaskoczyło mnie ostatnio, że dziewczynom z mojej pracy marzą się ścieżki kariery. OK, wszystko byłoby zgodne z nowoczesnymi trendami, gdyby była możliwość tworzenia tych ścieżek. Bo jak tu tworzyć, kiedy ma się nad sobą tylko jednego szefa. Wypada go po prostu wygryźć. Tak patrzę na te laski w pracy, dziesięć lat młodsze ode mnie i nie wiem co właściwie o nich myśleć....

No cóż - zawsze można zmienić pracę. Po co się kisić w małej firmie, choćby to było nawet międzynarodowe środowisko. Istnieją przecież korporacje, gdzie można piąć się po ścieżkach kariery, nie ważne, że pracownicy są właściwie sprowadzeni do liczby stanowisk.

piątek, 25 lutego 2011

Podwiązki

No tak to już jest, że w "pewnym wieku" w czasie babskiego gadania o sexie, ciuchach, książkach i głupich koleżankach z pracy, zaczyna się wplatanie słówek typu morfologia, ciśnienie, ból w kolanie czy bezsenność.
Nie żebym to ja tak... nie, nie, nie. Ja tylko obserwuję, co się dzieje wokół mnie w Wielkim Mieście. W końcu przecież mam kartę Multisport i mogę nawet codziennie chodzić do klubu fitness.

A jeszcze tak niedawno gadało się ostro o sexownych koszulkach i frywolny podwiązkach.

sobota, 19 lutego 2011

Chwilowe Niedomaganie

Przez kilka ostatnich dni byłam lekko podziębiona. Czułam się fatalnie, kasłałam, kichałam i nie mogłam mówić. Faszerowałam się lekami. Wieczorami padałam ze zmęczenia i szybko zasypiałam. I byłam szczęśliwa.... (!) To tak fajnie poczuć się przez chwilę taką słabą istotą. Szczególnie jeśli się ma świadomość, że ta słabość jest chwilowa i niegroźna. Można sobie bezkarnie odpuścić niektóre obowiązki. A na dodatek zdarzają się pełne troski pytania o samopoczucie.
Pracowałam. Ale i w pracy byłam zadowolona, że dopadła mnie choroba. A co...? Mogłam bezkarnie być złośliwa i uszczypliwa.

Na szczęście ja bardzo rzadko choruję.

piątek, 4 lutego 2011

Schodki

Na Starówkę Wielkiego Miasta od strony Wielkiej Rzeki prowadzą różne schodki. Najbardziej atrakcyjne dla dzieciaków i leniuszków są schodki ruchome. Codziennie rano wjeżdżam nimi na górę czytając pierwszą stronę darmowej gazety "Metro", którą podaje mi starsza pani przy wejściu. Jadąc w górę zawsze stoję po lewej stronie, nie znoszę stać w równym rządku. No i wcale nie jestem leniuszkiem.
Późnym popłudniem zbiegam w dół po starych kamiennych schodkach przeskakując po dwa na raz. Jeden schodek jest niższy niż pozostałe. Muszę o tym pamiętać, żeby zbiegając nie wypaść  z rytmu. Mogłoby to mieć żałosne skutki. Schodki są bardzo śliskie kiedy pada śnieg. Bardzo trudno wtedy schodzi się nimi na wysokich obcasach.

Jeszcze jedne schodki na Starówkę
Dla mnie schody mają magiczny urok. Ilekroć napotkam jakieś na swojej drodze, muszę się na nie wspiąć. Jakby tam na górze było coś niezwykłego, co warto zobaczyć. No i wspinam się zawsze i wszędzie. Często ku rozpaczy mojej rodziny. Ale chyba też nigdy nie żałowałam trudu takiej wspinaczki.


wtorek, 1 lutego 2011

Nie Wiem

"Co zrobię, kiedy skończę pięćdziesiąt lat?" Takie pytanie zadał Kolega mojego męża mając na myśli tytuł mojego bloga. Nie wiem. Nie mam zielonego pojęcia. Piszę, bo tak. Aby się zabawić. Zaczęłam mając głowę pełną pomysłów nie do końca sprecyzowanych. A teraz nie umiem ułożyć ich w jakąś całość. Tak najbardziej z tego wszystkiego to podoba mi się tytuł. Ale czas szybko leci i co zrobię, kiedy będę pięćdziesiątką w wielkim mieście? To nie brzmi już tak fajnie.

Mój syn był pierwszy. Zapytał co zrobię, kiedy skończę pięćdziesiąt lat, w dniu kiedy zadowolona zaczynałam pisać. Byłam zaskoczona, że zadał to pytanie. Ja o tym nie pomyślałam.

sobota, 29 stycznia 2011

Poruszanie się po Wielkim Mieście

Korzystam z komunikacji miejskiej, głównie aby dostać się do pracy. Jest taniej niż samochodem i oczywiście szybciej dzięki bus pasom. Uwierzcie mi, często jest to szkoła przetrwnia, poligon walki o miejsce w autobusie i ciekawy show - studium zachowań człowieka - pasażera. Jeśli mam dobry humor, śledzę poczynania współpasażerów i mam z tego niezły ubaw. Ale kiedy jestem od rana w złym nastroju (a zdarza mi się taki stan średnio dwa razy w miesiącu), i zostaję na przystanku, ponieważ nie mieszczę się w autobusie, a w następnym stoję przyciśnięta do drzwi, to już mnie nic nie bawi. Nie mogę zrozumieć przepychania się ludzi ze środka autobusu w połowie drogi do następnego przystanku, szcególnie kiedy wiadomo, że połowa jadących wysiądzie.

Z zasady droga do pracy jest dla mnie czasem na lekturę. Mogę czytać siedząc lub stojąc z książką czy gazetą w ręku. Ale jak jest taki tłok, mogę tylko myśleć, żeby już wreszcie wysiąść.

środa, 26 stycznia 2011

Prezent Urodzinowy

Dzisiaj miałam przyjemność być na premierowym przedstawieniu teatralnym "Dobrze zaplanowany zbieg okoliczności" w reżyserii Marka Rębacza. Świetnie się bawiłam. Zabawa była tym lepsza, że był to mój mężowski prezent na urodziny (nie pytajcie, które - wiadomo czterdzieste!).
Teatr Praga jest oczywiście fajnym miejscem, ze specyficznym klimatem. Warto się wybrać i do teatru i na przedstawienie oczywiście.
Przed wielu laty, właśnie po to, aby chodzić do teatru,  przyjechałam do wielkiego miasta i w wielkim mieście pozostałam.

wtorek, 25 stycznia 2011

Specjalny Dzień

Dzisiaj jest mój specjalny dzień. Ze spokojem patrzę w przyszłość i wspominam dni minione. Jak zwykle rano przeciskałam się w zatłoczonym autobusie,  a wieczorem wróciłam do domu z siatą pełną zakupów. Takie klamerki codziennego życia w wielkim mieście. Dobrze, że mamy telefony komórkowe, nie muszę pamiętać w ciągu dnia o pustej lodówce.

piątek, 21 stycznia 2011

Hołd moim Babciom

Moje Babcie dożyły późnej starości. Nie ma ich już wsród nas. Myślę dzisiaj o Nich ciepło. Jest przecież we mnie ich cząstka.
Przyszło Moim Babciom żyć w trudnych czasach. Obie też bardzo wcześnie straciły swoich mężów i musiały same borykać się z trudami dnia powszedniego. Same wychowywały swoje dzieci, pracując "na chleb" ciężko fizycznie. Chyba żadna nie używała perfum.
Kiedy myślę o Jednej Babci, widzę malutką staruszkę siedzącą na stołeczku przed małym białym domkiem, wygrzewającą się na słoneczku i zajadającą coś słodkiego (bardzo lubiła mieć pełną szufladę łakoci).
A kiedy wspominam Drugą Babcię, widzę pochyloną chudzinkę w kolorowej odświętnej chustce na głowie z uśmiechem i miłością patrzącą na swojego najstarszego syna, mojego ojca.

środa, 19 stycznia 2011

Wątpliwości

-Mamo, czy mogę dzisiaj nie iść do szkoły? - wyrwał mnie z głębokiego jeszcze snu o godzinie szóstej minut dziesięć sceniczny szept mojego dziecka. Setki myśli pojawiło się w mojej głowie - co się stało, czy jest chora, czy ma sprawdzian, czy ktoś ją krzywdzi, czy po prostu nie przygotowała ubrania i nie wie co ma na siebie włożyć.
- No to jak, mamo? - trzeba szybko podjąć decyzję. No dobrze, niech zostanie. No i dalsze wątpliwości - czy tak się wychowuje dzieci? Nie łatwo jest być matką.
Wieczorem okazało się, że dzień był całkiem udany, prace domowe odrobione, słówka wyuczone i humor dopisuje.

Pochłonięta pracą zawodową nie mam czasu na moje postanowienie noworoczne - po raz kolejny zatrzymałam się na pierwszej lekcji języka francuskiego. Ale "Anglika w Paryżu" przeczytałam.

niedziela, 9 stycznia 2011

Przedstawienie

Obejrzałam Jasełka w wykonaniu dzieci z amatorskiego teatru, działającego przy Domu Polskim na Ukrainie. Dzieciaki bardzo ładnie mówiły po polsku. Moje dzieci też grają w teatrze amatorskim. Niedawno na spotkaniu organizacyjnym rodzice zostali poproszeni o napisanie anonimowo co znaczy dla nich słowo "Ojczyzna" - miało to być częścią dekoracji. Zawahałam się. Najpierw burza myśli i sloganów wyuczonych i wtłoczonych do mojej głowy w okresie edukacji szkolnej, potem refleksja nad stanem obecnym - kłótnie polityków o bzdury, wstyd za niektórych, że mają czelność reprezentować mnie w Europie, i wreszcie zadowolenie, że jest mi dobrze i nie muszę o nic walczyć. Coś tam napisałam. Dzisiaj napisałabym więcej. Wzruszona przedstawieniem wróciłam do domu.

Wspieram moją naukę języka francuskiego książką Michaela Sadlera "An Englishman in Paris". Dobrze, że książka ma tylko 213 stron - szybko się "wesprę" (przeczytam) i będę się solidnie uczyć.
Już początek książki zapowiada niezłą zabawę.

sobota, 8 stycznia 2011

Zaczynam

Zaczęłam realizować swoje postanowienia noworoczne. Kupiłam książkę do nauki języka francuskiego. Nauczyłam się już kilku zwrotów grzecznościowych (mówić i pisać), a dzisiaj nauczę się odmiany kilku czasowników.
Usłyszałam niedawno w pracy opinię, że język francuski jest trudny do nauki dla osoby dorosłej. Że jak się nie nauczy go do trzydziestki to umarł w butach. Ponieważ uwielbiam brzmienie tego języka, nie komentując opinii kolegi w pracy, postanowiłam w skrytości swego serca udowodnić sobie, że nie ma rzeczy niemożliwych. Jak się chce to wszystko można.
Nauka każdego języka to nauka o kulturze danego kraju, zwyczajach narodu, mentalności ludzi, zabytkach, przyrodzie. Sprawia mi to radochę.

poniedziałek, 3 stycznia 2011

Chwila refleksji

- Żyję chyba w najlepszych czasach, szczególnie jeśli chodzi o higienę. - Powiedziała moja córka po chwili refleksji, kiedy próbowaliśmy ostudzić jej egzaltowany zachwyt nad Kmicicem, mówiąc, że to zabijaka, pił, palił, gwałcił ze swoimi kompanami i nie mył zębów. Oglądaliśmy chyba po raz setny ostatnią scenę "Potopu", kiedy Oleńka szepcze "Jędruś, ran twych niegodnam całować".
Tak samo pomyślałam sobie o dzisiejszych czasach po obejrzeniu filmu "Surrogates" z Brucem Willisem. O higienie pomyślałam też, ale głównie przeraziła mnie myśl o rozwoju technologii.
Ja, fascynatka komputera, wychowana bez telefonu, najbardziej cenię sobie kontakt z drugim człowiekiem.