wtorek, 31 grudnia 2013

Ostatnie Godziny 2013

Rano Wielkie Miasto wyglądało ślicznie - szron na drzewach przypomniał nam, że to jednak zima. A było tak ciepło... i nadal jest ciepło...Dla mnie dobrze.
Czerwone wino smakuje wyśmienicie. Nowe plany, nowe marzenia, nowe postanowienia...
Jest czas dla przyjaciół. Wszystkim życzę spełnienia marzeń. I dobrej zabawy.
Chociaż to tylko data umowna - koniec jednego roku kalendarzowego i początek następnego - to jednak coś nowego każdemu przecież się przydarzy. Bo tak jest. I dlatego ta noc wydaje się taka inna, taka magiczna. I fajnie, że cały świat się bawi.


czwartek, 26 grudnia 2013

Choinka i Pelargonie

Jeszcze tak nie było, żeby w pokoju stała choinka, a na balkonie kwitły pelargonie. A tak w tym roku jest. Choinka pachnie - kupujemy zwykły świerczek. Pierwszego wieczoru stoi zielony, pachnący, jeszcze nieprzybrany. Przyzwyczaja się do nas, a my do niego. Cieszymy się zapachem, zielenią, nastrojem. Następnego dnia ubieramy na kolorowo, pstrokato, błyszcząco, cieszymy się. Jakieś ostatnie ozdoby choinkowe wykonane kiedyś przez dzieci zawisają gdzieś na dole drzewka wywołując falę wspomnień. Jest miło. Z kuchni rozchodzą się zapachy kapusty i suszonych gotowanych grzybów, smażonej ryby, kompotu z suszonych owoców. Nastrój oczekiwania i nadzieji. Jest fajnie i miło. Już inaczej - dzieci to nie dzieci, to młodzież. Nie muszę już kombinować ani wymyślać śladów obecności mikołaja. Po raz pierszy tuż przed wieczerzą wigilijną prezenty wędrują na podłogę pod choinką. Zerkamy dyskretnie i cierpliwie czekamy na odpowiedni moment. Rozmawiamy, delektujemy się wyjątkowymi smakami potraw spożywanych raz w roku, właśnie w ten magiczny wieczór. Z dumą patrzymy z Facetem Mojego Życia na Trzy Dzieła naszej miłości. A potem, kiedy emocje lekko opadną, wymykamy się oboje na balkon na małego papieroska i patrzymy na choinkę i na pelargonie. I śmiejemy się. Tak jeszcze nie było.

sobota, 30 listopada 2013

Z Córką

Pojechałyśmy z córcią do jednego z wielkomiejskich centrów handlowych, aby może coś kupić pod choinkę, albo chociaż popatrzeć i ocenić własne możliwości.
Ups... nie ciekawie... mnóstwo ludzi chodzących w różne strony, ciasno, tłoczno...
Moja córcia przeciska się kilka kroków przede mną przegryzając bułę z jakimiś dodatkami (nie trawię, ale ustępuję i kupuję od czasu do czasu), a ja za nią idę i gapię się na prawo i lewo. Przed nami grupka młodzieńców zdecydowanie przed trzydziestką oglądają się za moją córcią, a jeden z nich nawet dwa razy, a potem spogląda na mnie, nachyla się w moją stronę mówiąc "ma pani prześliczną córkę" po czym uśmiecha się od ucha do ucha prezentując garnitur białych zębów podrutowany aparatem, "naprawdę" dodaje przystając, "wszystkiego najlepszego", macha ręką, "dziękuję" odpowiadam, śmieję się i też macham ręką lekko zaskoczona. Moja córcia idzie dalej i udaje, że nic się nie stało. Doganiam ją "słyszałaś?" pytam, "słyszałam, słyszałam, gryzłam akurat tę bułę" odpowiada moja lekko zarumieniona córcia, "myślałam, mamo, że to twój znajomy"."Nie znam go. Ale skąd on wiedział, że ja jestem twoją mamą? czyżbym też była prześliczna?" - wpadam w radosno - ironiczny nastrój. "Ciesz się mamo, że nie powiedział ci - ma pani prześliczną wnuczkę". Ha... ha... ha... Kochana córeczka, żmija jedna własną piersią wykarmiona.

niedziela, 27 października 2013

Najdłuższa Noc

Mam uczulenie na najdłuższą noc. To znaczy na noc zmiany czasu z letniego na zimowy. A to dlatego, że albo pracowałam właśnie w tę noc, albo któreś dziecko chorowało i całą noc przebierałam je, bo wymiotowało, tuliłam rozgorączkowane ciałko, albo ja obudziłam się nie wiedzieć dlaczego w środku nocy i nie mogłam doczekać się rana. Na tegoroczną noc, zgodnie z radą mojej Kumpeli, postanowiłam zaopatrzyć się w wino i nie zwracać uwagi na niedomagania Faceta Mojego Życia i zatopienie się jego w jakiejś tam książce o hakerach. Po prostu się upić i przespać do rana. Prawie byłam na tę noc gotowa. Ale od czego ma się koleżanki. Przy cudnie pachnącym serze francuskim (zapomniałam nazwę), lampce wina i wspomnieniach z młodości minął nam długi wieczór. A noc była taka ciepła - 20°C, wracałam w blezerku z krótkim rękawem i szalem założonym nie dla ciepła, a dla ozdoby. Nie chciało mi się wracać do domu, chciałam powłóczyć się ulicami i wdychać zapach miasta. A potem zasnęłam i przespałam do rana. Mam nadzieję, że uczulenie na najdłuższą noc minęło.
Dostałam od Kumpeli kawałek sera prosto z Paryża, a jego cudowny zapach (!) roznosi się po całym mieszkaniu ilekroć ktoś otworzy lodówkę. Trzeba go szybko zjeść.
A dzisiaj pojeździłyśmy sobie rowerami. Dawno nie było tak cudownej jesieni.

środa, 9 października 2013

Koniec Luzu

Trochę się wyluzowałam ostanio. Dobrze mi to zrobiło. Chociaż nie dokonałam tego, co tliło się w mojej głowie. Trudno. Jutro trzeba zabierać się ostro do pracy.
Nie sądziłam, że jeszcze pojeżdżę rowerem - a tu pogoda jak marzenie: cieplutko, słonecznie i barwnie. Śliczna jesień.
Tak do końca to się jednak nie mogłam wyluzować - jak się zostanie matką to się nią jest i jest. I ma się obowiązki. Przyjemności też się trafiają. Ale świeże bułeczki trzeba rano kupić.
Najgorsze, że miałam czas na przyrządzanie smakołyków i teraz będę musiała trochę spalić nagromadzonych zbędnych kalorii. A biegać to ja raczej nie lubię. Kiedyś umówiłam się na bieganie z kumpelą i wysiadłam po 10 minutach zasapana. Resztę wyznaczonej trasy przemaszerowałyśmy gadając jak najęte.



wtorek, 8 października 2013

Bordowa Chryzantema

Chryzantemy są takie piękne, takie barwne, i fajnie pchną. Kupując nie mogłam zdecydować się, którym kolorem ozdobić moje mieszkanko. Kuszą swoją urodą i urokiem. Co prawda głównie kojarzą się z cmentarzem i gonitwą od grobu do grobu w dniu Wszystkich Świętych. No cóż, nie ma innego kwiatka tak cudnego kwitnącego na przełomie października i listopada.
Chryzantemy występują w tylu odmianach i gatunkach,  że nawet nie mam odwagi doszukiwać się nazwy mojej chryzantemy zakupionej w celach dekoracyjnych. Niech sobie stoi i niech cieszy oko. Będę ją podlewać i będę ją podziwiać.

środa, 25 września 2013

Pakowanie i Rozmiary

Facet Mojego Życia potrzebuje więcej miejsca we wspólnym bagażu niż ja. A mówią, że to kobiety biorą tyle rzeczy (często zbędnych). Czyli jestem minimalistka - ktoś już kiedyś tak o mnie powiedział. Mnie wystarczą wrażenia, a te zajmują mało miejsca w bagażu podręcznym i nie trzeba ich układać na wadze.
Mam zamiar masowo je gromadzić na zasłużonym wypoczynku.

niedziela, 8 września 2013

Czerwone Błyszczące Pantofelki z Brokatem

Wczotaj miałam buciane popołudnie z moimi córkami (na zmianę) - musiałam kupić buty jesienne dla jednej i dla drugiej. A że gustują w zupełnie różnych fasonach, zaczęłam shopping z jedną, a zaspokoiwszy ją, rozpoczęłam z drugą. Drugą na szczęście też zaspokoiłam.
W jednym ze sklepów na półeczce stały sobie czerwoniutkie błyszczące pantofelki brokatowe na bardzo wysokim obcasie. Stoję i patrzę na nie zastanawiając się kto je kupi i na jaką okazję. Aż tu podbiega rozbrykany pięciolatek, chwyta bucik, biegnie z roziskrzonymi oczkami do mamy i krzyczy:
-mamusiu, kup sobie te buciki, proszę, proszę, kup sobie te buciki, takie śliczne, zobacz, są dla ciebie, proszę, proszę, kup sobie.

A buciki wyglądały jakoś tak....

niedziela, 1 września 2013

Rowerowe Lato

Paktycznie przesiedziałam lato w Wielkim Mieście pracując intensywnie. Nie liczę weekendowych wypadów do rodziny na działkę, wycieczek poza miasto z Facetem Mojego Życia, czy też wypadów do rodziny daleko od Wielkiego Miasta. Weekendy nie liczą się w sensie urlopowego wypoczynku, bo za krótko trwają, ale liczą się bardzo w sensie urozmaicenia życia, naładowania akumulatorów, przeżycia czegoś ciekawego. Urlop jeszcze przede mną. Tylko kiedy go brać - dni coraz krótsze, dzieciaki do szkoły....nie wiem.
Ale i tak jestem zadowolona - przemierzyłam Wielkie Miasto rowerem wzdłuż i wszerz. Pogoda tego lata była cudowna dla rowerzystów. Można było jeździć długo w noc i cieszyć się wolnością. Mijałam rowerowych napaleńców maniakalnych i rodziny z dziećmi, singli i pary, grubasów i chudych, znajomych i zupełnie obcych. Jeździłam sama i w towarzystwie - czasem z przyjaciółmi, czasem z Facetem Mojego Życia, bardzo rzadko z synusiem (bo to obciach z matką jeździć - tak mu się zrobiło w ciągu tego lata, dojrzewa), zdarzyło się raz z sąsiadami, jeździłam z bratankiem, który gościł u nas tydzień. Jechałam ścieżkami rowerowymi, ulicami, chodnikami....jak się dało. Jeżdżę w spódniczce i sandałkach, bez kasku, bez markowych rowerowych ciuchów, nie stylizuję się. Dwadzieścia kilometrów da się przejechać bez specjalnych ochraniaczy na pośladki i bez dzwonka, światełka są konieczne.

wtorek, 27 sierpnia 2013

A Propos Szkoły

Padam ze zmęczenia - całe wakacje w pracy. Tak wyszło. Zgodziłam się, więc nie narzekam. Pracuję...ginę w tabelkach excelowskich i przetwarzniu danych. Od rana do wieczora. Widać już światełko w tunelu, chociaż mówi się, że roboty nigdy się nie przerobi...
A moje dzieciaki robią co chcą.
Kiedy tak walczyłam dzisiaj z tabelą, a dane nie chciały się zapisać, rumieńce pokrywały mi policzki, rush hour na całego, synuś mój zadzwonił z niewinnym pytaniem
- mamo, czy zdajesz sobie sprawę, że nie mam jeszcze książek do szkoły?
- kurde, synuś, jasne, że zdaję sobie sprawę, ale dlaczego teraz...pysiek, nie można w domu?
- Nieee, no jasne mamo, można w domu, ja tylko tak, bo sobie właśnie przypomniałem, no to pa...
Uf, dobra, jeden chwilowo z głowy, do roboty... Ale gdzie tam - za chwilę córcia z pytaniem
- mamo, czy ty masz na sobie dzisiaj swój czarny sweterk?
- tak, córcia, mam go na sobie...
- uuu... szkoda, chciałam go dzisiaj pożyczyć....
No i na tym nie koniec...
- a mogę wpaść do ciebie po hajsik? jestem.....
- mamuś, kupisz po pracy.... ble ble ble...
Tak, zbliża się już koniec wakacji.Trzeba będzie ogarnąć początek roku szkolnego. Czeka mnie ostani rok w szkole podstawowej. Następny etap mojego życia pozostawię za sobą. Zapomniałam już o placach zabaw, omijam sklepy z zabawkami,  nie kupuję zeszytów w trzy linie...Ale martwię się, o której które wróci do domu, z kim się przyjaźni, gdzie chodzi, dlaczego tak szybko rośnie...



sobota, 17 sierpnia 2013

Romantyczny Wypad za Miasto

Doczekaliśmy się z Facetem Mojego Życia wolności. Tylko nie wiadomo, czy przez duże czy małe "W". Dzieciaki nas nie chcą zajęte własnymi sprawami - aby tylko było coś w lodówce i kieszonkowe. Dobrze że są telefony komórkowe to chociaż od czasu do czasu same zadzwonią, albo uda się je namierzyć i wymusić krótką informację. No więc mamy czas dla siebie. Tylko że nie mamy w sobie już egoizmu. Tyle lat troski o innych chyba zabiło w nas my rozumiane jako ja i on, my to my i dzieciaki, a właściwie to dzieciaki i my. Nawet jak uda nam się wyjechać tylko we dwoje na kilka dni czy kilka godzin, zawsze temat dzieciaków w którymś momencie wypływa.
Ale walczymy, nie dajemy się.
A tak pięknie jest w Żelazowej Woli i Nieborowie.




niedziela, 28 lipca 2013

Rome

Ogólnie nie lubię seriali telewizyjnych. Uważam, że ogłupiają - codziennie o tej samej porze fani i niefani siadają przed telewizorem i śledzą cudze wymyślone losy zamiast zająć się własnym życiem. Ale w końcu kino to X muza. Zresztą filmy kocham. Mam "wąty" jedynie do niekończących się seriali telewizyjnych.
Namówiona przez kolegów z pracy uległam przekonana, że to tylko dwa sezony i cała historia będzie opowiedziana. No i stałam się fanką serialu angielskiego Rome. Pierwszy sezon mam już za sobą. Wychowana na literaturze Roberta Gravesa i holiwoodzkich produkcjach patrzę na losy ludzkie starożytnego Rzymu z zupełnie innej perspektywy. Jak tam w ogóle udawało się dożyć starości?

niedziela, 21 lipca 2013

Pierwiastek Kobiecości

Moja bratanica ma czterech starszych braci. Tresują ją i siebie na męską modłę. Ale jej to nie przeszkadza - nosi warkoczyki i kolorowe spineczki we włosach. Kocha torebeczki i spódniczki. Patrzy na braci dużymi oczkami i milczy, obserwuje. Uwielbia kiedy przyjedżamy tam z moimi córciami - chociaż dużo, dużo starsze, to jednak kobietki. Noszą przecież babskie ciuszki i malują paznokcie.
Kiedy planowaliśmy z synusiem weekend rowerowy jasne było, że noc spędzamy u mojego brata. Jest tam sporo chłopaków, synuś będzie miał radochę. Lubi swoich kuzynów, a oni jego.
Spakowaliśmy z synusiem do plecaków ubranka kościółkowe, a ja dorzuciłam czerwone korale. I kiedy wyjmowałam te korale z plecaka późnym wieczorem, oczy mojej bratanicy zalśniły niesamowicie. Jakby jakaś błyskawica rozjaśniła pokój. Siedziała z bródką podpartą na obu rączkach i patrzyła jak prasuję, układam. Rzadko mnie widzi, więc lekko onieśmielona, zawstydzona ciotki obecnością. I nagle korale... duże czerwone korale... wyjmuje ciotka z plecaka i kładzie na stoliku... uch...Nie miała jednak odwagi przymierzyć je przy mnie, chociaż ją zachęcałam i namawiała.Pewnie zrobiła to kiedy wyszłam do łazienki.
I co z tego, że w domu tylu łobuzujących chłopaków, kiedy ma się w sobie tak silny pierwiastek kobiecości....
Kochana mała kobietka...

poniedziałek, 8 lipca 2013

Rowerowo Weekendowo i Słonecznie

W wakacje rowery można przewozić koleją za darmo. Nie wiedziałam, ale doświadczyłam. Tylko ja i synuś, i dużo, dużo słońca.
Wyjechaliśmy z Wielkiego Miasta bardzo wczesnym rankiem z plecakami. A w plecakach szczoteczki do żebów i majtki na zmianę, no i skromny gościniec dla rodzinki, która - mieliśmy nadzieję, że choć bez uprzedzenia, to jednak przenocuje i da coś na ząb. A niespodzianka, że jesteśmy ucieszy. Sobota rozgrzana słońcem, zapach dojrzewających zbóż, kolorowe ogrody i ogródki, chabry, rumianki, klekoczące bociany, zapach świeżo strzyżonych trawników... jak tu nie kochać...Spaliłam sobie kolana i ramiona, bo nawet nie pomyślałam o kremie z filtrem. Będę teraz śmiesznie wyglądać. Ale co tam! Warto było.
Wróciliśmy późnym niedzielnym wieczorem - zmęczeni ale wciąż nienasyceni.




niedziela, 30 czerwca 2013

Shopping z Córkami

Są takie różne te moje dziewczyny i szukają w sklepach zupełnie innych rzeczy. Ale potem w domu wszystko leży zmieszane w jednej szafie i codziennie zmienia właściciela. Czasem tylko słyszę krzyk "A to małpa, założyła moją bluzkę!", albo "No nie, znowu wzięłą moje portki!", "Mano, nie wiesz, czy zakładała moją niebieską marynarkę, bo nie mogę jej znaleźć?"  i takie tam. Są też i grzeczne pytania "Zakładasz tę czarną z koronką?..nie?...ok. to ja biorę" lub "Ej, wezmę sobie twoją tunikę, dobra?".
Jednak twoje - moje jest wyraźnie określone. Wszyscy domownicy to wiedzą.
Jeśli chodzi zaś o mnie - najlepiej lubię robić zakupy sama. Raczej wiem co mi się podoba no i jest ten luksus, że można przymierzyć w domu, a potem ewentualnie zwrócić do sklepu, jeśli coś nie pasuje. Zresztą shopping z córkami to shopping dla córek, nie dla matki...he he... już życie zdążyło mnie tego nauczyć.

piątek, 28 czerwca 2013

Koniec Szkoły na Trochę

Na trochę, bo to tylko wakacje. Edukacja nadal trwać będzie. W nowych klasach. Synuś będzie w przyszłym roku szkolnym nosił sztandar szkoły na różnych uroczystościach. Jest bardzo dumny z tego powodu. Wczoraj przeżywał pożegnianie szóstych klas, a dzisiaj pozostałych. Z wrażenia trochę zasłabł, ale ogólnie dał radę. Wrócił z książką "Najpiękniejsze mosty świata".
Jeszcze rok i podstawówka będzie za mną. Chociaż jak mi mówi życie, w podstawówce jest najmniej problemów. Wyzwania rodzicielskie właściwie są trochę później.


sobota, 8 czerwca 2013

Wakacje Studentki i Londyn Po Raz Pierwszy

Wreszcie zobaczyłam Londyn... huu! huu!!! Przywieźliśmy nasze stęsknione dziecko na wakacje zasłużone po intensywnym wysilku intelektualnym. Niech nabiera sił... i cieszy się maminymi obiadkami tudzież pierogami babci.
Zdjęciami jednak się tym razem nie popisałam... jestem rozczarowana, że tak jakoś bez emocji turystycznych i zapału oglądałam  miasto. Właściwie miasto zwiedzałam z wielkim zainteresowaniem, tylko źle trzymałam aparat fotograficzny. Tej wersji będę się trzymać.
Urzekła mnie uprzejmość ludzi, różnorodność kulturowa, dzieciaki biegnące do swoich szkół w różnych mundurkach w zależności od wyznania i pochodzenia, totalny bełkot językowy na ulicach....
Trochę za krótko tam byliśmy, ale pogoda była cudna - opaliłam się i wymęczyłam nogi na maxa.
Facet Mojego Życia trzymał klasę - jego zdjęcia można wrzucić do albumu, moje nie....eh! Będe musiała za rok zrobić powtórkę..






czwartek, 30 maja 2013

Mało Poszesz Na Blogu

Przemejlowała któregoś ranka do mnie moja młodsza siostra.
"Może i mało posze... ale o co chodzi" - odmejlowałam wiedząc, że to tylko literówka, i że zaraz do mnie zadzwoni, i że się zdrowo uśmiejemy, i że dzień nie będzie stracony. Bo dzień bez telefonu do siostry czy od siostry to dzień stracony. To ona to wymyśliła przed kilku laty i tak już jest, że musimy do siebie dzwonić. Czasami gadamy strasznie długo, że aż boli... a czasami kończymy - to co? to tyle? ok, to kiedyś tam pogadamy - i to kiedyś zdarza się czasem tego samego dnia.

Dziaj podstępnie zabrałam Faceta Mojego Życia na przejażdżkę rowerową. Bardzo się nie opierał. Ale też zbytnio się nie wyrywał. Trochę było dla mnie za krótko i za mało - jakieś szesnaście kilometrów spacerkiem...po równej drodze... żaden wysiłek. Ale to pierwszy raz w tym roku. Jest nadzieja na więcej emocji.
Sezon zaczęłam wprawdzie w ubiegłą sobotę na Mazurach podczas wyjadu integracyjnego. Tam to trochę się pomęczyłam, bo było z górki i pod górkę. I to półtorej godziny - po nieprzespanej a przetańczonej i przegadanej nocy, kiedy dzień wcześniej były żagielki (jeden dzień to za krótko jak dla mnie), a chleb ze smalcem o trzeciej nad ranem popijany białym winem smakował wybornie.

wtorek, 28 maja 2013

I Jak Tu Wtłaczać Poglądy

- Oj tam, ojtam...Mickiewicz czy Sienkiewicz... Ktoś krzyknął, że tacy wielcy i już hołdy składać po wsze czasy - mamrotała pod nosem córcia szykując się do szkoły.
- Jak to? Mickiewicz nie był wielki? - poczułam się w obowiązku włączyć do głośnych przemyśleń córci - trzynastozgłoskowcem napisać epopeję narodową to nie geniusz... i nie wart hołdów?
- Mamo, najarany był. Jak moi koledzy z gimnazjum się najarali, to wiesz co oni wypisywali....?
I dalej lakierowała włosy, aż kot dał drapaka w najciaśniejszy kąt (jak zwykle zresztą i jak co dzień), a ja stałam w kuchni popijając kawę i właściwie nic nie myśląc. Chyba się zawiesiłam...

środa, 1 maja 2013

W Pustyni i w Puszczy i Proroczy Sen

Już po raz czwarty albo piąty czytam książkę Sienkieiwcza. Teraz to już chyba ostatni raz - wnuków nie biorę pod uwagę. Synuś ma być ostatni i już. Ja czytałam ją dla przyjemności, dzieci moje jako lekturę szkolną. Dla nich to tylko książka przygodowa, naszpikowana archaizmami i dżentelmeństwem nie z tej epoki. A ja przez dwa lata chyba bawiłam się w wędrówkę po Afryce, budowanie zeriby, polowanie na antylopy, duże drzewa w pobliskim lesie to były moje baobaby...
Z książką wiąże się moja dziwna przygoda. Kiedy byłam w piątej klasie szkoły podstawowej, z okazji majowych dni książki mieliśmy uroczysty apel, na którym między innymi grupa ochotników startowała w konkursie na opowiadanie baśni. Byłam uczestnikiem konkursu. Pamiętam, że przygotowałam jakąś baśń o dwóch siostrach wiedźmach - pewnie dobrej i złej, ale dokładnie nie pamiętam. Jako ostatni uczestnik nie zdążyłam jednak wystartować, ponieważ zabrakło czasu. Trochę było mi szkoda, ponieważ liczyłam na wygraną. W szkole zorganizowano także kiermasz książek. Miałam trochę kasy ze sobą, ale zdecydowanie za mało na śliczne wydanie "W pustyni i w puszczy". Do domu wróciłam zawiedziona i cały weekend myślałam o książce w błyszczących grubych okładkach. I wtedy przyśnił mi się pierwszy w moim życiu proroczy sen. Śniło mi się, że dostałam tę książkę jako nagrodę konkursową. Tak też się właśnie stało.
W poniedziałek poszłam do szkoły i moja wychowawczyni matematyczka wręczyła mi tę właśnie książkę z wypisaną dedykacją za udział w konkursie, przepraszając, że zabrakło czasu na mój występ. Książka jest ze mną do dzisiaj, trochę już sfatygowana - wpisano ją na listę lektur obowiążkowych, a że mam troje dzieci,  więc trochę się zniszczyła.


niedziela, 28 kwietnia 2013

Przepracowanie

Pora, aby zadbać o moje zdrowie psychiczne. Marzec mi umknął nie wiem kiedy, o kwietniu to nawet nie wspomnę.Czy ja jestem pracocholik jaki? Czy może jestem zmuszona wykonać pracę przeznaczoną dla co najmniej półtorej osoby? Nie wiem, ale mam tego dość. Dobrze, że chociaż są weekendy - można spotkać się z przyjaciółmi, umyć okna, pogapić się w telewizor, poczytać rano przy kawie, kiedy cała rodzina zdrowo jeszcze chrapie. Dobrze, że wreszcie wyjrzało słońce zza ciężkich zimowych chmur. Dobrze, że wielkie drzewo za moim oknem pokrywa się delikatną zieloną mgiełką.  I dobrze, że zdałam sobie sprawę z mojego przemęczenia. To już połowa sukcesu. Teraz tylko znaleźć ścieżkę odbudowy psychicznej. Chyba ruch i wysiłek fizyczny. Kiedyś już raz tak miałam, uratowała mnie siłownia. Teraz myślę o zwykłym bieganiu i rowerze. Muszę wyrzucić z siebie wszelkie niepozytywne emocje, zawody, rozczarowania, żale. Nagromadziło się tego we mnie mnóstwo. Aż zaczęłam krzyczeć "ratunku!"

sobota, 6 kwietnia 2013

Musi Się Coś Zmienić

Jeszcze tak depresyjnie to nie było. Gęste mdłe chmury, śmieg i chlapa na zmianę ze ślizgawicą. Zimno i nieprzyjemnie. Ktoś policzył, że w tym roku w zimie było 16 dni słonecznych. Ja pamiętam tylko 3 na początku marca. Odpięłam wtedy futerkowy kołnierz od zimowego płaszczyka, a potem się rozchorowałam.
No i mi źle....Dobrze, że w młodzieży tlą się pokłady energii. Bratanek spędził u fryzjera prawie 6 godzin i wyszedł po 22,00 z szesnastoma dredami na głowie. Wpadł jak zwykle z zaskoczenia do mnie na nocleg. Dredy mnie się podobały, zrobiłam bratankowi rano sesję zdjęciową i pysiek pojechał do domu wysłuchiwać gadania ojca. A ja rozesłałam zdjęcia po rodzinie robiąc mu PR.

wtorek, 26 lutego 2013

Walentynka w Klimacie Mitu

Taką pracę domową zadała polonistka mojemu synusiowi. Cała rodzina zabrała się do wymyślania i rymowania.
Synuś krzyczał - tylko nie z netu! Córcia odpowiadała - nie biorę z neta, myślisz, że nie mam co robić tylko szukać dla ciebie wierszyków w necie!
Na synusiowe "Hero jesteś moją boginią sexu" wywróciliśmy oczami. Różne brzydkie myśli i rozpustne słowa przychodziły nam do głowy i cisnęły się na usta. Chyba nigdy jeszcze nie byliśmy tak zaangażowani całą rodziną w pracę domową
Ostatecznie synuś zapisał w zeszycie:
"Dla Hery
Na górze miotam piorunami,
na dole walczę harpunami,
choć otoczony jestem pięknymi nimfami,
to zawsze biegnę do ciebie Hero myślami.
Zeus"
Synuś przeczytał w klasie zadowolony z wierszyka.

sobota, 16 lutego 2013

O Synusiu

Mój synuś od września urósł 10 cm. I ma lichą garderobę. Śmiejemy się z córcią, że nie warto mu nic kupować, bo i tak szybko wyrośnie. Taka ze mnie matka. Jak dzieci były małe i nie chciały jeść, to mówiłam "i bardzo dobrze, nie będę musiała zmywać". Matka Faceta Mojego Życia nie mogła mojego żartobliwego podejścia do życia zrozumieć i żyła w niepokoju podtykając dzieciakom jedzenie i pytając ciągle czy nie są głodne. A one nie były.
Wychodziłam z założenia, że dzieci jednak upomną się o swoje po zdrowej interesującej zabawie. I tak było.
Mój synuś nie tylko rośnie ale i dorasta. Zaczyna mu się lekko zmieniać głos, sam wraca do domu po szkolnych dyskotekach i nie chce powiedzieć ile wolnych tańców zaliczył (wolne tańce to tańce z dziewczyną). A dzisiaj wybrał się z dwoma kolegami do McDonalda. Nie chciał ode mnie pieniędzy, szalał za własne uzbierane, ja tylko miałam kupić mu bilety komunikacji miejskiej, bo niestety trzeba kilka przystanków przejechać. I wszystko byłoby dobrze i zgodnie z planem, gdyby nie to, że matce pomyliły się autobusy i chłopaki pojechali trochę inaczej niż wcześniej było ustalone. Ale poradzili sobie, nie spanikowali do końca - pojechali do innego McDonalda i kupili sobie jeszcze po rurce z kremem na deser.

czwartek, 14 lutego 2013

Podobieństwa

Nie wytrzymałam widząc ortodontę mojego synusia po raz trzeci - buźka jak u Maćka Stuhra, uśmiech prawie ten sam.
- Muszę to panu powiedzieć, bo nie wytrzymam. Ja wiem, że każdy chce być jeden i niepowtarzalny, ale jest pan bardzo podobny do Młodego Stuhra. Mam nadzieję, że pan go lubi, to fajny facet z inteligentnym poczuciem humoru - dodałam szybko niepokojąc się o przymiarkę aparatu synusia i ciąg dalszy leczenia.
- Słyszałem to już kilka razy..., a raz nawet spotkaliśmy się z Maćkiem w szpitalu..., popatrzyliśmy na siebie....no cóż.... jesteśmy podobni...


niedziela, 10 lutego 2013

Na Imprezy Nieśmiertelna ABBA

Wczoraj w ostatnią sobotę karnawału to my poważni i odpowiedzialni mieszkańcy "kamienicy" z lat siedemdziesiątych trochę narozrabialiśmy. Ale oczywiście nikt nas nie będzie podejrzewał. No bo ile można siedzieć, jeść, pić i palić (beeee - brzydka przyjemność), śmiać się i rozmawiać. Zachciało nam się potańczyć. I tu nieoceniona okazała się stara dobra abba ze swym honey honey. Imprezowaliśmy ku czci Agaty z głośnikami na maxa. Nawet nietaneczny Facet Mojego Życia dwa razy pokręcił bioderkami. Byłam tak rozbawiona, że chciałam zmywać po imprezie, ale nie dopuszczono mnie do garów, byłam gościem - starym sąsiadem na nowo odkrytym - jak nas zaprezentowano. Obiecujące...

niedziela, 3 lutego 2013

Komedie Romantyczne Filmowe i Życiowe

W sobotę między cotygodniowym ogarnianiem mieszkania, zakupmi, a przygotowywaniem tatara na popłudniowe spotkanie z sąsiadami przysiadłam na chwilę na podłodze i pogapiłam się w ekran telewizora. Rozkminiano właśnie temat komedii romantycznych - dla kogo są, czy je lubimy, czy nie. Takie tam...
Moją ulubioną komedią romantyczną jest Actually love (to właśnie miłość), a wątek pogrzebu żony z muzyką w tle by by baby jest niesamowity, aż zazdroszczę, że ktoś to już wymyślił.
Na moim osiedlu też dzieje się komedia romantyczna ta sama od ponad piętnastu lat. Jest pan i pani. Pani to chyba czterdziestka, o panu trudno mi coś powiedzieć. Chyba nie mieszkają razem, chociaż mają dwudziestoletniego syna. Codziennie rano pan przychodzi pod blok pani i czeka, aż ona wyjdzie do niego. A potem spacerują wokół bloków bez względu na pogodę. Chyba tylko duże deszcze są w stanie ich powstrzymać od codziennego rytuału. Pan nosi sportowe spodnie z czerwonymi lampasami i czapkę bejsbolówkę, a pani w zimie białą kurteczkę, a latem buciki na obcasikach, czasami do tych obcasików zakłada białe skarpetki. Pani nosi reklamówkę, a w niej piwo dla pana. Kiedy zakręcą w uliczkę za moim blokiem (nadal mogę ich obserwować, ale już z balkonu, a nie z okna w kuchni), zatrzymują się, pani wyjmuje z reklamówki piwo i podaje panu, pan wypija kilka łyków i idą dalej. Czasami przysiądą na ławeczce.
Kiedyś w sklepie osiedlowym nakładając buraki to torby słyszałam jak pani zapewniała właścicielkę sklepu, że bardzo dobrze wie jak utrzymać chłopa przy sobie.
Komedia romantyczna....

sobota, 26 stycznia 2013

Dzień po Urodzinach

Wczotraj były moje kolejne urodziny. Czyli już rok nie jestem blondynką tylko czterdziestką z ciemnymi włosami. Próbowałam też rudego, a właściwie sarniego czy kasztanowego, już nie pamiętam, to chyba był Loreal 645. Ale nie, zdecydowanie wolę odcienie mocno ciemnego blondu, który na początku jest prawie czarny na moich włosach i z dnia na dzień lekko jaśnieje po każdym myciu. Włosy mam liche, ale bardzo szybko mi rosną, muszę więc mocno czuwać, aby nie pojawiły się odrosty. Z farbowaniem radzę sobie bez fryzjera.
A wracając do urodzin. Zadzwoniłam o 6,30 rano do mojej Mamy ze słowami "ma pani córeczkę... garatuluję" i tak się wzruszyłyśmy, że pozytywnej energii wystarczyło mi na cały dzień, który zakończyłam lampką szampana (znaczy się Dorato Bianko, oj tam!)
A dzisiaj od rana myślę, co by tu sobie kupić w prezencie. Mam tyle marzeń i życzeń....

P.S. Kupiłam sobie buty - raczej praktycznie niż romantycznie, ale  co tam, buciki mam!

środa, 16 stycznia 2013

Grey i Jones Nie w Porę

Ostatnio trochę słyszałam o szarościach pana Greya - ta i owa czytała z wypiekami na twarzy lub z niesmakiem i oburzeniem, że to tani chwyt, a nie żadna tam literatura. No to i ja przeczytałam, kiedy znalazłam ją podrzuconą na moim biurku w pracy (było mi miło, że ktoś o mnie pomyślał).
Do połowy książki (a ma ona w polskim tłumaczeniu chyba 606 stron) bawiłam się nieźle, ale dalej czułam się lekko zmęczona ciągnącym się romansem, jak również własnym przeziębieniem, które trwało już drugi tydzień, a musiałam funkcjonować co najmniej normalnie, jeśli nawet nie intensywniej niż zwykle, zważywszy na okres zamiany jednego roku  na drugi.
No dobrze - może niektóre dwudziestolatki przygoda z panem wszystkomogącym nasyci na całe życie. Niech więc sobie przeżywają. Kiedy ja miałam dwadzieścia lat raczej zaczytywałam się Ericą Jong. Bardziej ciągnęło mnie życie kobiety niezależnej i wyzwolonej niż uległej, zafascynowanej władzą, bogactwem i męskimi możliwościami. Ale każdy ma swoje fantazje i o to chodzi.
Teraz po czterdziestce bliższe mi są (ale wynurzenia!) przeżycia Francesci z Madison County niż Anastazji Steel, czy Isadory, bohaterki Strachu przed lataniem. Właściwie już nie bardzo pamiętam jak to z tą Isadorą było, wiele lat upłynęło od czsu, kiedy wchłaniałam książki Jong.
Tak sobie teraz myślę, że lektura Fifty shades of  Grey, czyli Pięćdziesiąt twarzy Greya to w moim przypadku kolejne zjawisko książki przeczytanej nie w porę. Może gdybym przeczytała dwadzieścia lat temu, byłabym za lub przeciw, a tak...(phi...)
Podobnie było ze mną ponad dziesięć lat temu, kiedy moje koleżanki zaczytywały się w przygodach Bridget Jones i jej polowaniu na faceta. Byłam wtedy w zaawansowanej trzeciej ciąży  z zainteresownym mną Facetem Mojego Życia u boku, a tu singielka w majtasach, polująca na faceta. Książkę przeczytałam bez emocji. Teraz od czasu do czasu ogladam film, szczególnie dla Hugh Granta i Colina Firtha (no i jego sweterków), i świetnie się bawię.

niedziela, 13 stycznia 2013

DwaTysiąceTrzynasty

Dla mnie trzynastka to szczęśliwy numer, więc mam nadzieję, że ten rok będzie szczęśliwy. Nie powinnam narzekać na poprzedni - dzieciakom udało się osiągnąć co zamierzały, radość moja była wielka. Gorzej jednak było ze mną i Facetem Mojego Życia w sensie finansowym głównie. No cóż - nie zawsze jest wzlotowo, nawet orły siadają na ziemi, nie ma co rozpaczać. W tym roku wszystko może się zmienić.
Wczoraj byłam gościem na premierze Jasełek w naszym dziecięcym teatrze. Synuś nie chce już bawić się w aktora, teraz gra na gitarze. Nie mam więc po co pałętać się po garderobie i kulisach, i trochę jest mi tego żal. Zazdrościłam odrobinę moim koleżankom nadal zaangażowanym w przedstawienia teatralne. Cieszyłam się, że przywitały mnie bardzo ciepło, umówiłam się na kilka spotkań, wygadałam się dowoli i jescze za mało. Szczęśliwa i zadowolona wróciłam do domu. Synuś oczywiście towarzyszył mi i z sentymentem patrzył na kostiumy diabłów i aniołów. W teatrze brakuje chłopaków. Świętego Józefa grała dziewczyna, Heroda też... kobietki są zawsze chętniejsze.
A wracając do roku dwa tysiące dwunastego - przeczytałam bardzo dużo książek, przewędrowałam połowę świata albo i więcej, byłam chyba na wszystkich kontynentach. Miejsce akcji każdej książki sprawdzałam w atlasie bardzo dokładnie, rozważając przy tym warunki klimatyczne i fakty historyczne - bez względu na to czy była to powieść współczesna, czy nie. I to mnie dziwi, bo nigdy wcześniej tak nie robiłam. Czytałam też życiorysy autorów przeczytanych książek, śledziłam ich poczynania i karierę. Jak ja miałam na to czas? Obejrzałam też trochę dobrych filmów, kilka razy udało mi się być w teatrze...Tak, pod względem kulturalnym ubiegły rok nie był dla mnie zły.
Gorzej było pod względem turystycznym - nie udało nam się z Facetem Mojego Życia wyjechać gdzieś razem na zwiedzanie i pstrykanie zdjęć. Marzenia niezrealizowane przeszły na rok bieżący i się kumulują jak niewykorzystany urlop. Trzeba coś z nimi zrobić, bo przepadną z powodu przedawnienia.

Cieszę się też, że Was poznałam...to mnie wzbogaciło i wzmocniło, pozwoliło wędrować po świecie.
Życzę Wam Wszystkim mnie odwiedzającym, aby ten rok dwatysiącetrzynasty był dla Was rokiem szczęśliwym, i aby spełniały się Wasze marzenia.

P.S. Sobie też tego bardzo życzę, oj bardzo...bardzo...