piątek, 21 grudnia 2012

Świątecznie i Nie Tylko

Nastrój świateczny jest. Warszawa mieni się kolorowymi światełkami. Odkryłam stację radiową, która nadaje same świąteczne piosenki i muzykę filmową, więc bardzo fajnie siedzi mi się w kuchni i wypoczywa późnym wieczorem przy codziennych domowych czynnościach. Lista zakupów zrobiona. Lista menu przygotowana. Co się da, to realizuję stopniowo.Jak prawie każda kobieta. Ogólnie jest to przechlapane. Rodzina zajęta własnymi sprawami oczekuje cudu ode mnie. Wszyscy mają własne plany i marzenia, a ja oczywiście mam być dla wszystkich. Bo czyż mogę sobie odpalić komputer i zapomnieć na kilka godzin o bożym świecie? No nie...bo jestem matką, bo jestem kobietą... bo jestem osobą odpowiedzialną... bo tak jest i tak ma być....
Dzisiaj rano o szóstej robiłam sałatkę dla mojej drugiej córci na wigilię szkolną. Z tymi wigiliami to jest tak - mają sens chyba tylko w szkole podstawowej. Synuś bez problemu założył białą koszulkę, przygładził włosy i wymaszerował w piętnastostopniowy mrozek z uczuciem zadowolenia na twarzy. A u córci w liceum - będzie sporo coli do picia, bo każdy wolał przynieść gotowy produkt niż robić i sporządzać coś w domu. W szkołach podstawowych nad wigilią klasową czuwają rodzice, a w gimnazajach i liceach to już same dzieci wyczyniają co im do głowy przyjdzie. Niby tworzą listę kto co ma przynieść. Ale dobrze jak wychowawca czuwa nad całością, to chociaż nie sama cola i chipsy są na spotkaniu wigilijnym. Mój siostrzeniec na przykład zapisał się na na sianko tzn. że przyniesie sianko na wigilię klasową, ale wychowawczyni przepisała go do grupy sałatkowców. Bratanek się obraził, a zadanie przejęła moja siostra - wymyśliła, kupiła produkty i zabrała się do pracy. O, tak to wszystko wygląda.
W sumie święta są nie w porę. A już szczególnie w tym roku. Nie wyrabiam na zakrętach - po godzinach przesiaduję w pracy, bo dwa audyty na raz (dobrze, że jeden z Francji, to chociaż miałam okazję trochę potrenować angielski), nowe projekty do wdrażania, okrojony zespół, i wszyscy czegoś chcą, bo koniec roku, a jeszcze trzeba to i tamto. Już od dwóch miesięcy albo i dłużej przychodzę do domu skonana i wcale nie zwolniona z życia rodzinnego. Kiedyś będę mogła odebrać sobie trochę tych nadgodzin. Może to i dobrze, że w domu też mam kupę zajęć. Nawet nie wiem kiedy zasypiam.
Na pocieszenie mam nowe zasłony - czerwone w złote liście - cudownie pasujące do mojej pięknej ściany pomalowanej na meksykańskie chili. Teraz mam taki apartament Napoleona przeniesiony z Luwru na Targówek. Ja się cieszę. Właściwie to kupiłam ten materiał dla własnej teściowej z myślą, że zrobię jej niespodziankę i uszyję nowe zasłony w prezencie gwiazkowym. Ale zakochałam się w tym materiale i uszyłam dla siebie. A matce Faceta Mojego Życia kupiłam sweterek w kolorze różowo - wrzosowym.
Nie mam jeszcze nic dla mojej studentki - to, że strasznie dużo mnie kosztuje w tym roku chyba nie jest wymówką. Jeszcze jutro mam czas. A niedzielę poświęcam na pichcenie.

poniedziałek, 17 grudnia 2012

Całkowity Brak Wiary w Świętego Mikołaja

Nasz mały kuzynek Ksaweruś jest wychowywany według pewnych trendów... między innymi z zasady nie zna smaku słodyczy. Ale Ksawusiem opiekuje się raz w tygodniu babcia. A z babciami to jest jak jest - lepiej im do końca nie ufać, bo i tak zrobią z wnuczusiem co zechcą. Tak też jest i z Ksawusiem. Babcia rządzi i wymiata. Od dawna ma z wnuczusiem swoje tajemnice. Ale łatwiej było te tajemnice zachować, kiedy Ksawuś nie umiał mówić. Teraz mówi i bardzo ładne kwiatki z tego wychodzą.
Na 6. grudnia, czyli na tzw. Mikołajki, Ksawuś dostąpił zaszczytu - rodzice schowali w jego bucikach po króweczce - w każdym buciku jedna taka zawinięta w żółciutki papierek.
- Ksawuniu, zobacz co Mikołaj przynióśł tobie i zostawił w buciku. - Ksawuś biegnie ochoczo, wkłada rączki do bucików zimowych, wyciąga te króweczki i krzyczy: "Babcia była!"

sobota, 1 grudnia 2012

Ciamajda w Blogowaniu

Kurczę, właśnie odkryłam jaka ze mnie ciamajda w blogowaniu - zamiast odpowiadać na komentarze, ja wstawiam własny ...nie widzę niektórych rzeczy, nie mogę zmienić niektórych ustawień.... no masakra w sobotni wieczór... A Facet Mojego Życia rozłożył się na kanapie i ogląda film jakiś porąbany. Pewnie krew leje się z ekranu na dywan, giną źli faceci od jednego strzału, a dobrzy biegną szybciej niż pociągi....No i nie pomoże mi...

Obiecujący Piątek

Już w połowie dnia stwierdziłam, że mam dość tego tygodnia, szczególnie w pracy, bo w domu to i tak sobie odpuszczam skupiając się jedynie na dzieciakach, bieżących zakupach i książkach. Ale praca to praca - wiadomo, źródło utrzymania, i trzeba pracować. Więc spędzałam w chaosie długie godziny nad analizą dokumentów, wklepywaniem danych, tabelami przestawnymi i innymi takimi .....podnosząc słuchawkę, bo właśnie ktoś dzwoni z urgent pytaniem. Łał! Dość! Zaplanowałam, że wyjdę z pracy zgodnie z ogólnie przyjętą zasadą, a więc o siedemnastej, i niech się pali i wali - beze mnie świat istnieć będzie, a firma tym bardziej. Zajrzałam po drodze do CH, bo synuś przez miesiąc wyrósł z dwóch kurtek i trzeba coś kupić, kupiłam też wino.
No i udało się wypocząć. Obejrzałam kolejny odcinek Rancza. Jestem teraz fanką tego serialu, odkryłam go w wakacje, kiedy malowałam moje mieszkanie. Nie lubię seriali - tematy wymyślane na siłę, wątki beznadziejne, dialogi nieżyciowe, a do tego wnętrza wymuskane. Klimaty nie dla mnie. Ale Ranczo jest zabawne, więc jeden serial to nie ujma. A już prawie w nocy obejrzałam sobie z rodzinką komedię angielską Zgon na pogrzebie (Death at a funeral) i to było to czego potrzebował mój stargany harówką umysł - uśmiałam się serdecznie i zasnęłam jak dziecko.
No i ważny element  - pogadałam sobie na skype z córcią - o sztuce, o filmie, o Kieślowskim, o tym, że studenci nie wiedzieli jakie egzystencjonalne pytanie zadaje Hamlet, że w ogóle są Anglicy, którzy nie czytali Hamleta, a studiują literaturę angielską...Interesujące...jeszcze nie wiem, w której szufladce to umieścić.
Jeszcze dwa tygodnie i będziemy mieli córcię w domu. Cieszę się, że ona jest zadowolona i martwię się skąd wziąć forsę na to....Chociaż nieraz słyszałam maksymę 'jest plan forsa się znajdzie' to jednak czarno to wszystko widzę ....
To było wczoraj, a dzisiaj ...zaczęłam od kawy i książki...i jak zwykle w sobotę - będzie nadrabianie tygodnia w domu.