poniedziałek, 25 kwietnia 2011

Tradycja

Nie jestem mocna jeśli chodzi o tradycję. Zresztą zależy, co kto rozumie przez słowo tradycja. Dla mnie jest to coś przekazywanego z pokolenia na pokolenie, co wyróżnia rodzinę, oparte jest na zwyczajach panujących od pokoleń w danym otoczeniu, rejonie itp. No więc dla mnie tradycja wielkanocna to triduum paschalne, to pieczenie ciast, wędzenie kiełbas i innych wędlin, wielkie sprzątanie w domu i wokół domu, msza rezurekcyjna i śmingus - dyngus w lany poniedziałek. I oczywiście wyprawa ze święconką do kościoła, post z czarną zupą grzybową, dzielenie się jajkiem podczas wielkoniedzielnego śniadania. Do dzisiaj pamiętam zapach świeżej pościeli, i babcię oburzoną, że znowu do kościoła w Wielką Niedzielę ubieram się na czarno, przecież to nie przystoi panience.
Jako dziecko przez okres całego postu potrafiłam odmówić sobie słodyczy, i to wcale nie dlatego, że były na kartki. A podczas adoracji krzyża w Wielki Piątek miałyśmy z siostrą okazję obejrzeć wszystkich facetów w parafii, i oczywiście obgadać ich (wiem, że moje zachowanie nie było odpowiednie, ale to były czasy.... !).

Próbuję trochę przekazać moim dzieciom. Ale świat się zmienił. Kościół złagodniał, słodyczy pełno, menu rodzinne zmieniło się - sałatki, włoska kuchnia, surówki, mało ciasta, troszkę wina...Wszyscy nastawiliśmy się na coś nowego, oryginalnego, wyszukanego, innego. Staramy się jak możemy.

Z przyjemnością zjadłam u Mamy zwyczajny tradycyjny rosół.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz