W sobotę obejrzeliśmy Rigoletto - operę Verdiego. Tym razem bez dzieciaków. Fajnie pokazywać im otaczający nas świat i utalentowanych jego mieszkańców. Lecz fajnie jest też, kiedy tylko we dwoje możemy cieszyć się takimi perełkami. Nie muszę wtedy troszczyć się o nikogo, mogę cała oddawać się działaniu muzyki i śpiewu.
Zadziwiające, jak wiele było osób spoza granic naszego kraju. Skupionych, zasłuchanych.
Bardzo udany wieczór.
Mała była na wagarach - całą gromadą przeżywali pierwszy dzień wiosny. Ma teraz w zapasie historyjkę o swojej młodości dla własnych dzieciaków (jaka to była fajna) - tego chciała, aby mieć co wpominać. No cóż. Muszę przyznać, że jak niewiele robisz to niewiele masz do opowiadania.
Szkoła jednak coś tam organizowała - luźne lekcje i rekolekcje postne. Ale to nie to samo co wogóle urwać się ze szkoły. OK! Cóż ja mogę na to...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz