piątek, 24 sierpnia 2012

Tara Road - W Drodze Do Tary

Czytam Tara Road Maeve Binchy. Jestem dokładnie w połowie ponad sześćset - stronicowej książki. I jestem dokładnie w Dublinie przy Tara Road. Niedługo spędzę dwa miesiące w Ameryce. Nie mam pojęcie co mnie tam czeka. Trochę kłamię - przeszukałam filmiki na youtubie, znalazłam nawet cały film we fragmentach, ale dałam sobie spokój, ponieważ był dubbingowany po włosku. Zresztą pierwsza książka...
Nie znałam Maeve Binchy. Usłyszałam o niej od Kasi, która z babskiej perspektywy donosiła światu blognetowemu o śmierci ulubionej pisarki. Zachęcona emocjonalnym opisem wysłałam we wtorek Faceta Mojego Życia do biblioteki po jakąś książkę tej autorki. Okładka przypominająca klasyczny pocałunek rodem z Przeminęło z wiatrem trochę zaniepokoiła Faceta Mojego Życia (co ja biorą? co sobie o mnie pomyślą? romansidło jakieś!), ale książkę do domu dostarczył. A ja zabrałam się do czytania i wsiąkłam...
Mocno zarobiona w pracy - urlopowanie i chorowanie zespołu, budżetowanie i bieżączka - pomimo wydłużonych godzin i tak jestem niewyrobiona. Wracam do domu z zakupami  i coś tam ugotuję (na szczęście chata wolna, nie wszyscy domownicy obecni, ale pozostałych trzeba wzmacniać), coś tam pokręcę się po mieszkaniu i do czytania.
Zaskakujący talent pisarski do charakteryzowania postaci.

niedziela, 12 sierpnia 2012

Grzybobranie Numer Jeden Tego Roku

Zapalonym grzybiarzem nie jestem, ale kiedy tylko nadarzy się okazja, nie omieszkam z niej skorzystać. Takowa też sytuacja miała miejsce w sobotę.
Ponieważ spotkanie towarzyskie rozpoczęliśmy od kawy z dodatkiem koniaczku, wstąpiłam na ścieżki leśne lekko rozanielona, rozgadana i odrobinę nierzeczywista. Zapomniałam też zabrać ze sobą aparat fotograficzny.
Uwielbiam ciszę leśną. Lubię stąpać po ściółce leśnej, wdychać zapachy leśne - przesuszonego igliwia lub podgniłych liści. Las wpływa na mnie kojąco. I wcale nie chodzi o jego bogactwa - grzyby są dodatkiem do spaceru. Jeśli coś uda mi się znaleźć to fajnie, zjem ze smakiem.
Tym razem odbyło się wielkie kurkobranie. Trochę i mnie udało się nazbierać. Prawdę mówiąc jest to wspólny zbiór - mój, Faceta Mojego Życia i synusia.


Po przebraniu i unyciu wyglądają całkiem apetycznie - podsmażę je na masełku i podam z sałatką warzywną (pomidorki, cebulka, sałata, oliwa... nie wiem co tam jeszcze...).

czwartek, 2 sierpnia 2012

Biele Brązy Beże i Meksykańska Chili

Odświeżam mieszkanie. Jestem zapracowana. Zmieniam kolory, wyrzucam niepotrzebne rzeczy, słucham muzyki. W przerwach - kiedy jedna warstwa farby schnie - przygotowuję coś smacznego do jedzenia. Dzieciaki w tym tygodniu teoretycznie siedzą w domu. Teoretycznie tylko, bo i tak są bardzo zajęte własnymi sprawami, szczególnie dziewczyny, prawie ich nie widuję. Synuś trochę mi pomaga w moich rewolucjach z wałkiem i pędzlem.
No i dobrze. Mogę sobie bezkrytycznie wprowadzać artystyczne elementy według własnego widzimisię oczekując jedynie zachwytu i podziwu.