Zrobiło się trochę cieplej. Aż przyjemnie. Wszystkim marzy się wiosna. Sobota i niedziela upłynęła moim znajomym pod znakiem szukamy wionsy gdzie się da. Opowiadaliśmy sobie w poniedziałek, jak to cudownie było w lesie, w parku czy u teściowej na obiedzie. A mnie się nie chciało szukać wiosny - musiałam doczytać książkę Terregp Pratchetta. Miałam ochotę pośmiać się sama do swoich myśli. Oczywiście nie ominęło mnie siedzenie w kuchni i gotowanie posiłku najbliższym. Wieczorem wybraliśmy się na krótki spacerek. Nie wszyscy oczywiście. Dwoje z nas jest bardziej leniwych sportowo niż pozostała trójka.Tak więc właściwie my też zaliczyliśmy taki ciepłozimowy przegadany spacerek wprawiający w miły wieczorowy nastrój.
Tak wogóle to opanował mnie stan wyciszenia. Może dlatego, że skończył się karnawał i nadszedł czas modlitwy i refleksji. To nawet dobrze.
A mój francuski leży. Trzeba mi zapisać się na jakiś kurs. Tylko kiedy.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz