Mam uczulenie na najdłuższą noc. To znaczy na noc zmiany czasu z letniego na zimowy. A to dlatego, że albo pracowałam właśnie w tę noc, albo któreś dziecko chorowało i całą noc przebierałam je, bo wymiotowało, tuliłam rozgorączkowane ciałko, albo ja obudziłam się nie wiedzieć dlaczego w środku nocy i nie mogłam doczekać się rana. Na tegoroczną noc, zgodnie z radą mojej Kumpeli, postanowiłam zaopatrzyć się w wino i nie zwracać uwagi na niedomagania Faceta Mojego Życia i zatopienie się jego w jakiejś tam książce o hakerach. Po prostu się upić i przespać do rana. Prawie byłam na tę noc gotowa. Ale od czego ma się koleżanki. Przy cudnie pachnącym serze francuskim (zapomniałam nazwę), lampce wina i wspomnieniach z młodości minął nam długi wieczór. A noc była taka ciepła - 20°C, wracałam w blezerku z krótkim rękawem i szalem założonym nie dla ciepła, a dla ozdoby. Nie chciało mi się wracać do domu, chciałam powłóczyć się ulicami i wdychać zapach miasta. A potem zasnęłam i przespałam do rana. Mam nadzieję, że uczulenie na najdłuższą noc minęło.
Dostałam od Kumpeli kawałek sera prosto z Paryża, a jego cudowny zapach (!) roznosi się po całym mieszkaniu ilekroć ktoś otworzy lodówkę. Trzeba go szybko zjeść.
A dzisiaj pojeździłyśmy sobie rowerami. Dawno nie było tak cudownej jesieni.
Tak, październik w tym roku rozpieszcza! Ja tegoroczną najdłuższą noc przespałam na wsi jak dziecko . Z dziećmi ;).
OdpowiedzUsuń