Wzruszona patrzyłam na tradycyjnego Poloneza tańczonego sto dni przed maturą mojej córci. Może to tylko tradycja, może przyzwyczajenie, ale coś w tym jest. Taki pierwszy bal, który coś tam podkreśla - dorosłość (?), koniec dziecięcego luzu (?), powagę egzaminów maturalnych (?). Nie ważne. Miałam łzy w oczach, kiedy zaanonsowano "Poloneza czas zacząć" i zabrzmiały pierwsze nuty utworu Kilara. Moja córcia z burzą loczków na głowie w krótkiej sukieneczce w kolorze (jednak) ciemno-chabrowym dla mnie wyglądała cudnie!
Zrobiliśmy z Facetem Mojego Życia kilka zdjęć i wróciliśmy do domu, aby uczcić ten wieczór lampką czerwonego wina. A młodzi niech się bawią!
Miałam to samo, kiedy moja córka z hotelu odjeżdżała na Prom czyli taki bar maturalny i studniówka w jednym. Tradycyjnie wszyscy zebraliśmy się w lobby hotelowym, zdjęcia, szampan, ostatnie wskazówki, i dzieci pojechały, a my do domu. To jakby wczoraj. A w maju kończy studia.
OdpowiedzUsuńCzas leci.
Teraz kolej syna
Kasiu, ale wspomnienia pozostają. I to jest fajne.
OdpowiedzUsuńa to fakt
Usuńmam nadzieję, że też tak studniówkę Syna fajnie przeżyję. i wspomnienia. zostaną żywe.
OdpowiedzUsuńNieznośna lekkości smaku, pewnie, że tak.
OdpowiedzUsuń