Czytamy i płaczemy z synusiem nad książką Astrid Lindgren "Bracia Lwie Serce". To już jest moje trzecie czytanie i trzecie płakanie. Pozostali członkowie rodziny patrzą, słuchają tej pięknej opowieści o miłości braterskiej, chorobie, śmierci, odwadze i co bardziej wrażliwi też się wzruszają. Czytamy i zapisujemy w dzienniczku lektur plan wydarzeń, zaznaczamy kolorowymi karteczkami opisy bohaterów, opisy Krainy Dzikich Róż i Krainy Wiśni. Zaznaczamy fragmenty, które mogą czegoś nauczyć, zaciekawić, zasmucić. Do piątku musimy być z lekturą gotowi i oczywiście będziemy.
A jak się tak naczytamy, wzruszymy i zapiszemy, to musimy odreagować i powrócić do naszej rzeczywistości. I wtedy rozgrywamy średnio trzy partyjki szachów. Ostra walka o każdą figurę sciąga wzrok całej rodziny. Wcale nie jest ważne, żeby zrobić szacha i mata, tylko zbić wszystkie figury. A najlepiej jest zastawić pułapkę na królową.
wtorek, 28 lutego 2012
czwartek, 16 lutego 2012
Serce w Kapeluszu
Takie było motto przewodnie dzisiejszego balu karnawałowego w naszym amatorskim teatrze. I oczywiście każdy ozdobił się jakimś kapeluszem. Zabawa była dla dzieciaków, ale i rodzice z radością udekorowali swoje głowy. Jak szaleć to szaleć. Ja też wyciągnęłam z szafy mój romantyczny kapelusz.
Kiedyś (ponad dziesięć lat temu) obejrzałam jakiś romantyczny film, nawet nie pamiętam dokładnie co to był za film, ale bohaterka przez chwilę miała na głowie duży, piękny kapelusz. Zapragnęłam mieć podobny. A że matka Faceta Mojego Życia jest modystką, więc uprosiłam, wytłumaczyłam i mam...
Z kapeluszem tym łączy się zabawna historia ....
Kiedy troszkę odchowaliśmy nasze córeczki, zapragnęliśmy wyrwać się gdzieś sami, bez dzieci. Na romantyczny wypad wybraliśmy Kraków. Zapowiadało się cudnie - tylko my we dwoje! A do tego oszczędnie, ponieważ Facet Mojego Życia miał przetestować samochód firmowy. Rozanielona ubrałam się w stylu retro-romantycznym, przyozdobiłam się romantycznym kapeluszem i jedziemy. Ale zanim wyjechaliśmy z Wielkiego Miasta było mi strasznie gorąco w tym kapeluszu, a na dodatek Facet Mojego Życia zerkał na mnie kątem oka marząc, abym go zdjęła, bo mu zasłaniałam widoczność. Więc zdjęłam ....
Ale wieczorem spacerowałam po Krakowie w moim retro-romantycznym stroju. A co! I było romantycznie!
Kiedyś (ponad dziesięć lat temu) obejrzałam jakiś romantyczny film, nawet nie pamiętam dokładnie co to był za film, ale bohaterka przez chwilę miała na głowie duży, piękny kapelusz. Zapragnęłam mieć podobny. A że matka Faceta Mojego Życia jest modystką, więc uprosiłam, wytłumaczyłam i mam...
Z kapeluszem tym łączy się zabawna historia ....
Kiedy troszkę odchowaliśmy nasze córeczki, zapragnęliśmy wyrwać się gdzieś sami, bez dzieci. Na romantyczny wypad wybraliśmy Kraków. Zapowiadało się cudnie - tylko my we dwoje! A do tego oszczędnie, ponieważ Facet Mojego Życia miał przetestować samochód firmowy. Rozanielona ubrałam się w stylu retro-romantycznym, przyozdobiłam się romantycznym kapeluszem i jedziemy. Ale zanim wyjechaliśmy z Wielkiego Miasta było mi strasznie gorąco w tym kapeluszu, a na dodatek Facet Mojego Życia zerkał na mnie kątem oka marząc, abym go zdjęła, bo mu zasłaniałam widoczność. Więc zdjęłam ....
Ale wieczorem spacerowałam po Krakowie w moim retro-romantycznym stroju. A co! I było romantycznie!
niedziela, 12 lutego 2012
Bawimy Się
Sebastian Karpiel - Bułecka powędrował na ścianę w kuchni. Ostatecznie w kuchni spędzam dużo czasu - czytam sobie, przeglądam, piszę, zaglądam to tu to tam, no i oczywiście gotuję, zmywam, piekę ... Więc Sebastian przez jakiś czas tu będzie.
Zaplanowany dawno temu wieczór babski imieninowo - urodzinowy odbył się. Miało nie być prezentów, tylko babskie gadanie, przebieranie się (bo karnawał), smakowanie przygotowanych pyszności. Ale oczywiście moje Pomysłowe Koleżanki napisały dla limeryk i podświetliły go portretem seksownego Karpiela. Całość oprawiły w złote ramki. No ślicznie! Cieszyłam się jak małolata. Ale jak tu taki prezent przynieść do domu i zawiesić gdzieś nad głową Faceta Mojego Życia? Hmmm....
ERRATA
Muszę sprostować - moje Koleżanki napisały dla mnie wiersz, nie limeryk. Limeryk ma pięć wersów o ustalonej liczbie sylab akcentowanych. A w moim wierszu urodzinowym jest aż pięć zwrotek.Byłam niedouczona, to po pierwsze, a po drugie wpadło mi do głowy to słowo i bardzo mi się spodobało, a nie sprawdziłam. I dzisiaj dostałam za to słuszną burę.
sobota, 4 lutego 2012
Tylko na Chwilę
Wzruszona patrzyłam na tradycyjnego Poloneza tańczonego sto dni przed maturą mojej córci. Może to tylko tradycja, może przyzwyczajenie, ale coś w tym jest. Taki pierwszy bal, który coś tam podkreśla - dorosłość (?), koniec dziecięcego luzu (?), powagę egzaminów maturalnych (?). Nie ważne. Miałam łzy w oczach, kiedy zaanonsowano "Poloneza czas zacząć" i zabrzmiały pierwsze nuty utworu Kilara. Moja córcia z burzą loczków na głowie w krótkiej sukieneczce w kolorze (jednak) ciemno-chabrowym dla mnie wyglądała cudnie!
Zrobiliśmy z Facetem Mojego Życia kilka zdjęć i wróciliśmy do domu, aby uczcić ten wieczór lampką czerwonego wina. A młodzi niech się bawią!
Zrobiliśmy z Facetem Mojego Życia kilka zdjęć i wróciliśmy do domu, aby uczcić ten wieczór lampką czerwonego wina. A młodzi niech się bawią!
piątek, 3 lutego 2012
Szczoteczka Do Zębów vs. Szczoteczka Do Rzęs
Moja Kumpelka (ta inna) nigdy nie rozstaje się ze swoją (obecnie chyba żółtą) szczoteczką do zębów. Nosi ją w małej kosmetyczce-podręcznej-niezbędnej-i-strasznie-koniecznej, a rączka tej szczoteczki z tej kosmetyczki najnormalniej w świecie wystaje. Szczoteczka służy do rozczesywania rzęs i nic na świecie nie może jej zastąpić, bo nic tak świetnie nie wypełni tego zadania. A trzeba przyznać, że moja Kumpelka ma rzęsy przepiękne - długie, zawsze starannie umalowane, żadnej grudeczki, żadnej zlepeczki, no słowem jak prosto spod igły. I to dzięki tej szczoteczce właśnie. Razu pewnego jeden życzliwy kolega mojej Kumpelki ulitował się nad jej prawdopodobną niewygodą i uciął kawałek rączki od szczoteczki sterczącej poza suwaczkiem kosmetyczki, aby się w tej kosmetyczce zmieściła. Buuuu! I to już nie była ta sama szczoteczka.
czwartek, 2 lutego 2012
Mrozi Już Tydzień a Szczoteczka Do Zębów Może Być Bardzo Przydatna
Było tak ciepło i przyjemnie - temperatura na plusie, słoneczko zaczynało przygrzewać, dni wydłużały się o minutkę, czułam, że wiosna już blisko i zimy nie będzie. Aż tu bach! Temperatura spadła do dwudziestu stopni poniżej zera i trzeba było wyciągnąć z szafy czapeczkę z daszkiem. Nie lubię czapek, bo mam biedniutkie włoski i wyglądam nieciekawie po zdjęciu tejże. Ale wypada być rozsądną, więc w tym tygodniu noszę czapkę (no, głównie w torbie).
Ale do wszystkiego można się przyzwyczaić. Czytałam, że w krajach skandynawskich nikt się zimnem zbytnio nie przejmuje. Skandynawowie w zimie jeżdżą rowerami i nawet mają opony zimowe, aby było bezpieczniej jeździć po śliskiej nawierzchni. Za to w Hiszpanii przy piętnastu stopniach na plusie zakładają kozaczki, bo jest zima. Właśnie wróciła z Madrytu moja koleżanka i była tym wszystkim ubawiona. A jej ośmioletnia córeczka na lotnisku odetchnęła pełną piersią tym mroźnym powietrzem i z rozmarzeniem stwierdziła "o, tego mi brakowało".
Za mocnym zmarźluchem nie jestem, ale jakoś w pracy mamy chłodno i wieczorem nie mogę się dogrzać. Wyszłam więc dzisiaj z pracy dość późno, ciemno już było w koło, otuliłam się czapeczką i kołnierzem i idę gotowa w duszy jęczeć, że zimno, że daleko, że trzeba się ruszać i w ogóle... A tu śmig mi koło nosa dziewczyna na rowerze z twarzą odważnie wystawioną na smaganie wiatru i mrozu. W pierwszej chwili pomyślałam "szalona", ale w następnej poczułam ciepło na sercu i do domu wróciłam w dobrym humorze.
A szczoteczka do zębów zasługuje na własny wpis.
Dla relaksu czytam już od zeszłego piątku Lodową księżniczkę Camilli Läckberg - fajnie mi się czyta, ale trochę za długo jak na taką książkę - głupio wiecznie tłumaczyć się brakiem czasu. Już nie pamiętam, kiedy ostatni raz usiadłam sobie na wiele godzin z jakąś książeczką nie myśląc o otaczającej mnie rzeczywistości i bez kołaczących się we mnie myśli, że jednak może powinnam zająć się.....właśnie czymś tam.
Ale do wszystkiego można się przyzwyczaić. Czytałam, że w krajach skandynawskich nikt się zimnem zbytnio nie przejmuje. Skandynawowie w zimie jeżdżą rowerami i nawet mają opony zimowe, aby było bezpieczniej jeździć po śliskiej nawierzchni. Za to w Hiszpanii przy piętnastu stopniach na plusie zakładają kozaczki, bo jest zima. Właśnie wróciła z Madrytu moja koleżanka i była tym wszystkim ubawiona. A jej ośmioletnia córeczka na lotnisku odetchnęła pełną piersią tym mroźnym powietrzem i z rozmarzeniem stwierdziła "o, tego mi brakowało".
Za mocnym zmarźluchem nie jestem, ale jakoś w pracy mamy chłodno i wieczorem nie mogę się dogrzać. Wyszłam więc dzisiaj z pracy dość późno, ciemno już było w koło, otuliłam się czapeczką i kołnierzem i idę gotowa w duszy jęczeć, że zimno, że daleko, że trzeba się ruszać i w ogóle... A tu śmig mi koło nosa dziewczyna na rowerze z twarzą odważnie wystawioną na smaganie wiatru i mrozu. W pierwszej chwili pomyślałam "szalona", ale w następnej poczułam ciepło na sercu i do domu wróciłam w dobrym humorze.
A szczoteczka do zębów zasługuje na własny wpis.
Dla relaksu czytam już od zeszłego piątku Lodową księżniczkę Camilli Läckberg - fajnie mi się czyta, ale trochę za długo jak na taką książkę - głupio wiecznie tłumaczyć się brakiem czasu. Już nie pamiętam, kiedy ostatni raz usiadłam sobie na wiele godzin z jakąś książeczką nie myśląc o otaczającej mnie rzeczywistości i bez kołaczących się we mnie myśli, że jednak może powinnam zająć się.....właśnie czymś tam.
Subskrybuj:
Posty (Atom)