Winko ze mną w góry na wycieczkę pojechało i ze mną wróciło. Oficjalnie - ponieważ przy dzieciach... i pod patronatem parafii... jakoś tak nie wypada. Ponadto tak bardzo byliśmy zajęci od rana do wieczora, że ledwo czasu na małą czarną kawkę wystarczało. A nie oficjalnie - bo nie wzięłyśmy urządzenia do wyciągania korka z zamkniętej butelki...a głupio było księdza dyrektora pytać, czy przypadkiem gdzieś tam czegoś takiego nie posiada. W końcu to tylko trzy dni, a w tym dwie noce. Mało... mało czasu.
W Wielkim Mieście przed snem komara można usłyszeć. A tam rechotanie żab.... Zasypiałam przy szeroko otwartym oknie, wdychając świerze powietrze i wsłuchując się w głosy godowe żab, a budziło mnie słońce wschodzące nad górami. Pomimo zmęczenia całodziennym czuwaniem nad gromadką nie bardzo znanych mi dzieci i niemożnością obejrzenia we własnym tempie zwiedzanych perełek Gór Świętokrzyskich, bawiłam się świetnie.
Bizony amerykańskie z hodowli w Kurozwękach
Około 300-letni platan w ogrodzie pałacowym w Kurozwękach
Gołoborze na Łysej Górze
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz