czwartek, 10 maja 2012

I Jeszcze Hodowlę Dżdżownic

Wreszcie miałam nadzieję na popołudnie dla mnie. Ale już w drodze do domu z marzeń wyrwał mnie telefon synusia
- Mamo, mam strasznie dużo pracy domowej, muszę napisać list do Morskiego Diabła, zrobić kotylion, opisać poziomy roślin w lasach i jeszcze muszę założyć hodowlę dżdżownic, musimy obserwować te dżdżownice, opisać i przynieść do szkoły, a potem wypuścić je na wolność, cześć. - i się rozłączył.
OK, pomyślałam, nie wiem o jakiego Morskiego Diabła chodzi, ale się dowiem, spoko, tylko co z tymi dżdżownicami? Jak na złość pogoda w Wielkim Mieście od kilku dni piękna, słoneczna. Dżdżownicy jak na lekarstwo. Ogródki podokienne puste, nikt nie grzebie w ziemi. Już miałam dzwonić do Kumpelki, aby się zlitowała i gdzieś tam w swoim ogródku wykopała dla mnie ze dwie dżdżownice i oczywiście przywiozła do pracy, ale było mi głupio. Co tam, poradzę sobie, hodowla musi być. Pognałam prawie na drugi koniec osiedla do sklepu wędkarskiego. Wchodzę, a facet za ladą wita mnie uśmiechem
- A co? Po dżdżownice pani przyszła? Jeszcze mam, proszę bardzo, sprzedałem już prawie cały zapas, niezły zarobek zgotowała mi ta pani od przyrody.
- A po dżdżownice, proszę pana. Pracę domową trzeba odrobić. Tylko niech mi pan to wrzuci do woreczka, bo będę robiła jeszcze inne zakupy, a nie chciałabym, aby mi się to gdzieś tam rozlazło.

Hodowla założona, jeszcze trzeba było ugrzebać trochę ziemi spod krzaków, aby te dżdżownice miały co jeść, no i pouczyć się trochę, na czym właściwie ta obserwacja ma polegać.
Synuś z Facetem Mojego Życia chyba z dziesięć minut klęczeli nad słoikiem i podziwiali dżdżownice. Ja raczej miałam problem, gdzie to postawić.


2 komentarze: