Pożeglowałam sobie jak co roku na łódeczce po mazurskich jeziorach. Wciąż nienasycona...
niedziela, 27 maja 2012
poniedziałek, 21 maja 2012
Uprałam Smoka w Wannie
I jestem zadowolona. Smok suszy się na balkonie, rozłożył się na całej suszarce. Martwię się, aby się nie pozabarwiał i poodbarwiał tam gdzie nie trzeba. Musi być ładny, premiera tuż ... tuż...
Śmieszne to wszystko....
Śmieszne to wszystko....
sobota, 19 maja 2012
Miałam Szansę Wygrać
- Mamo, szkoda, że nie byłaś ze mną na zawodach - mój synuś zdyszany wpada na trzecie piętro taszcząc pod pachą piłkę do siatkówki, nagrodę za czwarte miejsce w biegach przełajowych - ogłosili konkurs dla matek, nikt się nie zgłosił, wygrałabyś puchar, nawet idąc i paląc papierosa, byłabyś pierwsza.
Kochany synuś, wierzy we mnie i wciąż chce być ze mną.
Kochany synuś, wierzy we mnie i wciąż chce być ze mną.
czwartek, 10 maja 2012
I Jeszcze Hodowlę Dżdżownic
Wreszcie miałam nadzieję na popołudnie dla mnie. Ale już w drodze do domu z marzeń wyrwał mnie telefon synusia
- Mamo, mam strasznie dużo pracy domowej, muszę napisać list do Morskiego Diabła, zrobić kotylion, opisać poziomy roślin w lasach i jeszcze muszę założyć hodowlę dżdżownic, musimy obserwować te dżdżownice, opisać i przynieść do szkoły, a potem wypuścić je na wolność, cześć. - i się rozłączył.
OK, pomyślałam, nie wiem o jakiego Morskiego Diabła chodzi, ale się dowiem, spoko, tylko co z tymi dżdżownicami? Jak na złość pogoda w Wielkim Mieście od kilku dni piękna, słoneczna. Dżdżownicy jak na lekarstwo. Ogródki podokienne puste, nikt nie grzebie w ziemi. Już miałam dzwonić do Kumpelki, aby się zlitowała i gdzieś tam w swoim ogródku wykopała dla mnie ze dwie dżdżownice i oczywiście przywiozła do pracy, ale było mi głupio. Co tam, poradzę sobie, hodowla musi być. Pognałam prawie na drugi koniec osiedla do sklepu wędkarskiego. Wchodzę, a facet za ladą wita mnie uśmiechem
- A co? Po dżdżownice pani przyszła? Jeszcze mam, proszę bardzo, sprzedałem już prawie cały zapas, niezły zarobek zgotowała mi ta pani od przyrody.
- A po dżdżownice, proszę pana. Pracę domową trzeba odrobić. Tylko niech mi pan to wrzuci do woreczka, bo będę robiła jeszcze inne zakupy, a nie chciałabym, aby mi się to gdzieś tam rozlazło.
Hodowla założona, jeszcze trzeba było ugrzebać trochę ziemi spod krzaków, aby te dżdżownice miały co jeść, no i pouczyć się trochę, na czym właściwie ta obserwacja ma polegać.
Synuś z Facetem Mojego Życia chyba z dziesięć minut klęczeli nad słoikiem i podziwiali dżdżownice. Ja raczej miałam problem, gdzie to postawić.
- Mamo, mam strasznie dużo pracy domowej, muszę napisać list do Morskiego Diabła, zrobić kotylion, opisać poziomy roślin w lasach i jeszcze muszę założyć hodowlę dżdżownic, musimy obserwować te dżdżownice, opisać i przynieść do szkoły, a potem wypuścić je na wolność, cześć. - i się rozłączył.
OK, pomyślałam, nie wiem o jakiego Morskiego Diabła chodzi, ale się dowiem, spoko, tylko co z tymi dżdżownicami? Jak na złość pogoda w Wielkim Mieście od kilku dni piękna, słoneczna. Dżdżownicy jak na lekarstwo. Ogródki podokienne puste, nikt nie grzebie w ziemi. Już miałam dzwonić do Kumpelki, aby się zlitowała i gdzieś tam w swoim ogródku wykopała dla mnie ze dwie dżdżownice i oczywiście przywiozła do pracy, ale było mi głupio. Co tam, poradzę sobie, hodowla musi być. Pognałam prawie na drugi koniec osiedla do sklepu wędkarskiego. Wchodzę, a facet za ladą wita mnie uśmiechem
- A co? Po dżdżownice pani przyszła? Jeszcze mam, proszę bardzo, sprzedałem już prawie cały zapas, niezły zarobek zgotowała mi ta pani od przyrody.
- A po dżdżownice, proszę pana. Pracę domową trzeba odrobić. Tylko niech mi pan to wrzuci do woreczka, bo będę robiła jeszcze inne zakupy, a nie chciałabym, aby mi się to gdzieś tam rozlazło.
Hodowla założona, jeszcze trzeba było ugrzebać trochę ziemi spod krzaków, aby te dżdżownice miały co jeść, no i pouczyć się trochę, na czym właściwie ta obserwacja ma polegać.
Synuś z Facetem Mojego Życia chyba z dziesięć minut klęczeli nad słoikiem i podziwiali dżdżownice. Ja raczej miałam problem, gdzie to postawić.
piątek, 4 maja 2012
Majówka w Górach
Dawno tak pięknej majówki nie było. Cieplutko, pełno słońca, a moje nogi nadal bladzieńkie. Trzeba mi będzie w spodenkach do pracy chodzić. I to długich, bo za rajstopkami latem nie przepadam. Albo zastosować inne znane powszechnie metody. A miałam nadzieję na naturalne opalanie.
Winko ze mną w góry na wycieczkę pojechało i ze mną wróciło. Oficjalnie - ponieważ przy dzieciach... i pod patronatem parafii... jakoś tak nie wypada. Ponadto tak bardzo byliśmy zajęci od rana do wieczora, że ledwo czasu na małą czarną kawkę wystarczało. A nie oficjalnie - bo nie wzięłyśmy urządzenia do wyciągania korka z zamkniętej butelki...a głupio było księdza dyrektora pytać, czy przypadkiem gdzieś tam czegoś takiego nie posiada. W końcu to tylko trzy dni, a w tym dwie noce. Mało... mało czasu.
W Wielkim Mieście przed snem komara można usłyszeć. A tam rechotanie żab.... Zasypiałam przy szeroko otwartym oknie, wdychając świerze powietrze i wsłuchując się w głosy godowe żab, a budziło mnie słońce wschodzące nad górami. Pomimo zmęczenia całodziennym czuwaniem nad gromadką nie bardzo znanych mi dzieci i niemożnością obejrzenia we własnym tempie zwiedzanych perełek Gór Świętokrzyskich, bawiłam się świetnie.
Winko ze mną w góry na wycieczkę pojechało i ze mną wróciło. Oficjalnie - ponieważ przy dzieciach... i pod patronatem parafii... jakoś tak nie wypada. Ponadto tak bardzo byliśmy zajęci od rana do wieczora, że ledwo czasu na małą czarną kawkę wystarczało. A nie oficjalnie - bo nie wzięłyśmy urządzenia do wyciągania korka z zamkniętej butelki...a głupio było księdza dyrektora pytać, czy przypadkiem gdzieś tam czegoś takiego nie posiada. W końcu to tylko trzy dni, a w tym dwie noce. Mało... mało czasu.
W Wielkim Mieście przed snem komara można usłyszeć. A tam rechotanie żab.... Zasypiałam przy szeroko otwartym oknie, wdychając świerze powietrze i wsłuchując się w głosy godowe żab, a budziło mnie słońce wschodzące nad górami. Pomimo zmęczenia całodziennym czuwaniem nad gromadką nie bardzo znanych mi dzieci i niemożnością obejrzenia we własnym tempie zwiedzanych perełek Gór Świętokrzyskich, bawiłam się świetnie.
Bizony amerykańskie z hodowli w Kurozwękach
Około 300-letni platan w ogrodzie pałacowym w Kurozwękach
Gołoborze na Łysej Górze
Subskrybuj:
Posty (Atom)