Ponieważ spotkanie towarzyskie rozpoczęliśmy od kawy z dodatkiem koniaczku, wstąpiłam na ścieżki leśne lekko rozanielona, rozgadana i odrobinę nierzeczywista. Zapomniałam też zabrać ze sobą aparat fotograficzny.
Uwielbiam ciszę leśną. Lubię stąpać po ściółce leśnej, wdychać zapachy leśne - przesuszonego igliwia lub podgniłych liści. Las wpływa na mnie kojąco. I wcale nie chodzi o jego bogactwa - grzyby są dodatkiem do spaceru. Jeśli coś uda mi się znaleźć to fajnie, zjem ze smakiem.
Tym razem odbyło się wielkie kurkobranie. Trochę i mnie udało się nazbierać. Prawdę mówiąc jest to wspólny zbiór - mój, Faceta Mojego Życia i synusia.
Po przebraniu i unyciu wyglądają całkiem apetycznie - podsmażę je na masełku i podam z sałatką warzywną (pomidorki, cebulka, sałata, oliwa... nie wiem co tam jeszcze...).
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz