Czytam Tara Road Maeve Binchy. Jestem dokładnie w połowie ponad sześćset - stronicowej książki. I jestem dokładnie w Dublinie przy Tara Road. Niedługo spędzę dwa miesiące w Ameryce. Nie mam pojęcie co mnie tam czeka. Trochę kłamię - przeszukałam filmiki na youtubie, znalazłam nawet cały film we fragmentach, ale dałam sobie spokój, ponieważ był dubbingowany po włosku. Zresztą pierwsza książka...
Nie znałam Maeve Binchy. Usłyszałam o niej od Kasi, która z babskiej perspektywy donosiła światu blognetowemu o śmierci ulubionej pisarki. Zachęcona emocjonalnym opisem wysłałam we wtorek Faceta Mojego Życia do biblioteki po jakąś książkę tej autorki. Okładka przypominająca klasyczny pocałunek rodem z Przeminęło z wiatrem trochę zaniepokoiła Faceta Mojego Życia (co ja biorą? co sobie o mnie pomyślą? romansidło jakieś!), ale książkę do domu dostarczył. A ja zabrałam się do czytania i wsiąkłam...
Mocno zarobiona w pracy - urlopowanie i chorowanie zespołu, budżetowanie i bieżączka - pomimo wydłużonych godzin i tak jestem niewyrobiona. Wracam do domu z zakupami i coś tam ugotuję (na szczęście chata wolna, nie wszyscy domownicy obecni, ale pozostałych trzeba wzmacniać), coś tam pokręcę się po mieszkaniu i do czytania.
Zaskakujący talent pisarski do charakteryzowania postaci.
piątek, 24 sierpnia 2012
niedziela, 12 sierpnia 2012
Grzybobranie Numer Jeden Tego Roku
Zapalonym grzybiarzem nie jestem, ale kiedy tylko nadarzy się okazja, nie omieszkam z niej skorzystać. Takowa też sytuacja miała miejsce w sobotę.
Ponieważ spotkanie towarzyskie rozpoczęliśmy od kawy z dodatkiem koniaczku, wstąpiłam na ścieżki leśne lekko rozanielona, rozgadana i odrobinę nierzeczywista. Zapomniałam też zabrać ze sobą aparat fotograficzny.
Uwielbiam ciszę leśną. Lubię stąpać po ściółce leśnej, wdychać zapachy leśne - przesuszonego igliwia lub podgniłych liści. Las wpływa na mnie kojąco. I wcale nie chodzi o jego bogactwa - grzyby są dodatkiem do spaceru. Jeśli coś uda mi się znaleźć to fajnie, zjem ze smakiem.
Tym razem odbyło się wielkie kurkobranie. Trochę i mnie udało się nazbierać. Prawdę mówiąc jest to wspólny zbiór - mój, Faceta Mojego Życia i synusia.
Ponieważ spotkanie towarzyskie rozpoczęliśmy od kawy z dodatkiem koniaczku, wstąpiłam na ścieżki leśne lekko rozanielona, rozgadana i odrobinę nierzeczywista. Zapomniałam też zabrać ze sobą aparat fotograficzny.
Uwielbiam ciszę leśną. Lubię stąpać po ściółce leśnej, wdychać zapachy leśne - przesuszonego igliwia lub podgniłych liści. Las wpływa na mnie kojąco. I wcale nie chodzi o jego bogactwa - grzyby są dodatkiem do spaceru. Jeśli coś uda mi się znaleźć to fajnie, zjem ze smakiem.
Tym razem odbyło się wielkie kurkobranie. Trochę i mnie udało się nazbierać. Prawdę mówiąc jest to wspólny zbiór - mój, Faceta Mojego Życia i synusia.
Po przebraniu i unyciu wyglądają całkiem apetycznie - podsmażę je na masełku i podam z sałatką warzywną (pomidorki, cebulka, sałata, oliwa... nie wiem co tam jeszcze...).
czwartek, 2 sierpnia 2012
Biele Brązy Beże i Meksykańska Chili
Odświeżam mieszkanie. Jestem zapracowana. Zmieniam kolory, wyrzucam niepotrzebne rzeczy, słucham muzyki. W przerwach - kiedy jedna warstwa farby schnie - przygotowuję coś smacznego do jedzenia. Dzieciaki w tym tygodniu teoretycznie siedzą w domu. Teoretycznie tylko, bo i tak są bardzo zajęte własnymi sprawami, szczególnie dziewczyny, prawie ich nie widuję. Synuś trochę mi pomaga w moich rewolucjach z wałkiem i pędzlem.
No i dobrze. Mogę sobie bezkrytycznie wprowadzać artystyczne elementy według własnego widzimisię oczekując jedynie zachwytu i podziwu.
No i dobrze. Mogę sobie bezkrytycznie wprowadzać artystyczne elementy według własnego widzimisię oczekując jedynie zachwytu i podziwu.
Subskrybuj:
Posty (Atom)