Jak się raz w młodości nauczysz jeździć na łyżwach, to okazuje się, że zawsze umiesz.
Napisałam to zdanie kilka miesięcy temu - chyba w lutym - i zawiesiłam jako wersję roboczą. Zapomniałam o łyżwach zupełnie. A szkoda, bo załapałam się raz na lodowisko na Stadionie Narodowym tuż przed zamknięciem i byłam bardzo szczęśliwa, że półtorej godziny śmigałam jak szalona - pierwszy raz od czasów licealnych - najpierw wolno i niepewnie (aby sobie wstydu nie narobić, że stara baba władowała się na lodowisko, a nie wie jak ruszać nogami), a potem coraz śmielej i szybciej, szczęśliwa i żałująca, że tak późno się odważyłam.
No cóż - przeszło minęło. Teraz jest rower. I też jeżdżę jak szalona kiedy tylko znajdę chwilę wolnego czasu. Właściwie ostatnimi czasy to jedyny sport jaki uprawiam. Zrobiłam się bardzo lewniwa, nawet nie chce mi się ganiać za autobusami - przyjedzie następny... Oj, niedobrze. A za oknem otworzyli nowy klub fitness - staję na balkonie i patrzę jak z zapałem maszerują na bieżniach amatorzy pięknego ciała (tylko tyle widzę - poruszające się energicznie wysportowane sylwetki męskie i damskie). Popatrzę chwilę obojętnie, bez cienia zazdrości, po czym wracam do pokoju, rzucam się leniwie z książką na kanapę i czytam.
Ja w tym sezonie też panowałam na lodowisku i byłam tam równie szczęśliwa jak Ty. I szło mi znakomicie. Rower lubię, ale mam możliwość jeżdżenia tylko w weekendy na wsi.
OdpowiedzUsuńFitness i siłownia... Nieeee, to nie dla mnie. Chyba tak jak Ty wolałabym lenistwo z książką ;).
Również uwielbiam czytać i rzucać się z kanapką na kanapkę i książką ;) Doskonale rozumiem ten ujmujący stan.
OdpowiedzUsuńAle! Po wysiłki fajnie się czuję i z tego jakoś zrezygnować mi trudno, odczuwam przejmujacy brak joggingu ( zimno i zimno) a siłownia to nie to. ;(
Dla pocieszenia- walka z leniem jest tylko na początki, potem to już wchodzi w krew.