Już od kilku lat nie chce mi się szaleć trzydziestego pierwszego grudnia. Bo niby dlaczeg. Nikt mnie nie będzie zmuszal, żeby właśnie tej nocy bawić się. Właściwie to się bawię i to całkiem nieźle, ale "po swojemu". Rano idę do pracy, wracając do domu robię szybko ostatnie drobne zakupy lub nie robię. I w domu zaczynam robić faworki dla wszystkich domowych imprezowiczów jako dodatek do...(któż to wie do czego..). Oczywiście włączam radio, słucham nastrojowej muzyki i wiadomości ze świata, otwieram wino i piję, smażę, obdarowuję, układam na talerzu, dzielę, pozwalam smakować...A Facet Mojego Życia ma zadanie rozwieść nasze córcie tam, gdzie mają zamiar się bawić. Jak już skończę z tymi faworkami i winem to właściwie mogłabym iść spać. Ale wtedy mam szaloną ochotę dzwonić do znajomych i przyjaciół z noworocznymi życzeniami. Dzwonię więc lub wysyłam życzenia i słucham muzyki... Ale ale... to nie wszystko. W domu z nami zostaje synuś, który albo organizuje męskie balowanie z kolegami u nas, albo męskie balowanie w sieci. No i oczywiście muszą być strzelanki razem z sąsiadami. A na koniec pozostaje nam iść spać i czekać na powrót imprezowiczek.
I z tym mi teraz dobrze.
Kiedyś moja mam opowiadała nam, że w tę magiczną noc Stary Rok idzie sobie zmęczony odpocząć. Nie mam pojęcia gdzie odpoczywał Stary Rok. Mama nigdy nam tego nie mówiła i nikt z nas dzieci o to nie pytał, bo najważniejszy był ten Nowy Roczek. Malutki, młodziutki, świeży, niewiadomy. My go nie znamy i on nas nie zna, będziemy się poznawać wzajemnie. Pukał o północy do okna oznajmiając, że właśnie jest. Cieszyliśmy się więc tą magiczną nocą i próbowaliśmy nie zasnąć, aby usłyszeć to pukamie. Nie pamiętam, czy kiedyś udało mi się doczekać północy. Pewnie nie, bo nigdy nie zobaczyłam tego małego. No i pamiętam tylko ranne rozczarowanie, że zmowu zasnęliśmy, a tu coś się zadziało bez nas.
Tak jak kiedyś nie wiedziałam jaki właściwie będzie ten nowy rok, jak wygląda, jak się będzie starzał, tak i teraz nie mam pojęcia co mnie czeka.....
środa, 31 grudnia 2014
czwartek, 6 listopada 2014
Wspomnienie
Wszyscy teraz wspominają lata osiemndziesiąte. Dwadzieścia pięć lat nowej wolnej Polski - czas na refleksje. Mnie to cieszy, ponieważ przypomina mi się moja młodość. Miałam to "szczęście", że moje młodzieńcze lata przypadły właśnie na ten okres. Z sentymentem obejrzałam "Bogów". Ale nie dlatego, że pokazywali pulsujące serce uciskane rękami chirurga, ale dlatego, że mniej więcej w tym czasie zaczęłam swoje życie zawodowe. Dobrze pamiętam klimat szpitalny z tamtych lat. Długi pusty korytarz słabo oświetlony syczącymi jarzeniówkami, środek nocy, a ja z probówkami śmigam do labolatorium wyobrażając sobie straszne sceny z fimów sensacyjnych czy horrorów. Jeszcze tylko zakręt, schody w górę, korytarzyk, zakręt, szklane drzwi, pukać w okienko (panie laborantki śpią)..."Co wy tam robicie w środku nocy?" "Reanimujemy..."
Za mało było o Relidze...czułam niedosyt, chciałam czegoś więcej, czegoś głębszego. Ale cieszę się, że film powstał. Niech ci młodzi gniewni coś wiedzą.
Za mało było o Relidze...czułam niedosyt, chciałam czegoś więcej, czegoś głębszego. Ale cieszę się, że film powstał. Niech ci młodzi gniewni coś wiedzą.
sobota, 17 maja 2014
Kolejna Osiemnastka
Tak, kolejna osiemnastka w moim domu. Już tylko synuś nam pozostał. On też urośnie i zapragnie żyć na własny rachunek. Na własny rachunek...ale mama to mama, tak się pocieszam.
Czy coś się zmieni w życiu córci...w życiu naszym...Pewnie nie, przynajmniej przez najbliższy rok, do matury...
Czy coś się zmieni w życiu córci...w życiu naszym...Pewnie nie, przynajmniej przez najbliższy rok, do matury...
niedziela, 4 maja 2014
Łyżwy Jak Jazda na Rowerze
Jak się raz w młodości nauczysz jeździć na łyżwach, to okazuje się, że zawsze umiesz.
Napisałam to zdanie kilka miesięcy temu - chyba w lutym - i zawiesiłam jako wersję roboczą. Zapomniałam o łyżwach zupełnie. A szkoda, bo załapałam się raz na lodowisko na Stadionie Narodowym tuż przed zamknięciem i byłam bardzo szczęśliwa, że półtorej godziny śmigałam jak szalona - pierwszy raz od czasów licealnych - najpierw wolno i niepewnie (aby sobie wstydu nie narobić, że stara baba władowała się na lodowisko, a nie wie jak ruszać nogami), a potem coraz śmielej i szybciej, szczęśliwa i żałująca, że tak późno się odważyłam.
No cóż - przeszło minęło. Teraz jest rower. I też jeżdżę jak szalona kiedy tylko znajdę chwilę wolnego czasu. Właściwie ostatnimi czasy to jedyny sport jaki uprawiam. Zrobiłam się bardzo lewniwa, nawet nie chce mi się ganiać za autobusami - przyjedzie następny... Oj, niedobrze. A za oknem otworzyli nowy klub fitness - staję na balkonie i patrzę jak z zapałem maszerują na bieżniach amatorzy pięknego ciała (tylko tyle widzę - poruszające się energicznie wysportowane sylwetki męskie i damskie). Popatrzę chwilę obojętnie, bez cienia zazdrości, po czym wracam do pokoju, rzucam się leniwie z książką na kanapę i czytam.
Napisałam to zdanie kilka miesięcy temu - chyba w lutym - i zawiesiłam jako wersję roboczą. Zapomniałam o łyżwach zupełnie. A szkoda, bo załapałam się raz na lodowisko na Stadionie Narodowym tuż przed zamknięciem i byłam bardzo szczęśliwa, że półtorej godziny śmigałam jak szalona - pierwszy raz od czasów licealnych - najpierw wolno i niepewnie (aby sobie wstydu nie narobić, że stara baba władowała się na lodowisko, a nie wie jak ruszać nogami), a potem coraz śmielej i szybciej, szczęśliwa i żałująca, że tak późno się odważyłam.
No cóż - przeszło minęło. Teraz jest rower. I też jeżdżę jak szalona kiedy tylko znajdę chwilę wolnego czasu. Właściwie ostatnimi czasy to jedyny sport jaki uprawiam. Zrobiłam się bardzo lewniwa, nawet nie chce mi się ganiać za autobusami - przyjedzie następny... Oj, niedobrze. A za oknem otworzyli nowy klub fitness - staję na balkonie i patrzę jak z zapałem maszerują na bieżniach amatorzy pięknego ciała (tylko tyle widzę - poruszające się energicznie wysportowane sylwetki męskie i damskie). Popatrzę chwilę obojętnie, bez cienia zazdrości, po czym wracam do pokoju, rzucam się leniwie z książką na kanapę i czytam.
piątek, 31 stycznia 2014
Czy Warto Pracować Długo w Jednej Firmie
Zastanawiam się nad plusami i minusami zatrudnienia w jednej firmie przez długi okres. Z jednej strony bezpieczeństwo, z drugiej brak doświadczenia. Przez zasiedzenie pojawia się strach przed tym co nowe, przed zmianą, przed ryzykiem. Ale wiesz na czym stoisz i czego możesz się spodziewać. Najgorzej kiedy niektórych rzeczy nie da się przeskoczyć.Dobrze jak praca jest różnorodna.
Właściwie to jedstem w dołku, zero motywacji.
Właściwie to jedstem w dołku, zero motywacji.
Subskrybuj:
Posty (Atom)