Ktoś mi kiedyś powiedział, że ludziom nie są potrzebne autobusy, wystarczą im drzwi. Podpisuję się pod tym. Strasznie trudno wejść do autobusu komunikacji miejskiej w godzinach szczytu. Wszyscy stoją przy drzwiach i patrzą bezmyślnie i kompletnie bez zrozumienia na tych co chcą wejść, a środek autobusu oczywiście pusty. Jeśli poproszę o przesunięcie się chociaż o kroczek, widzę pustkę na twarzach i praktycznie zero ruchu. Kiedyś poprosiłam młodą dziewczynę, aby spróbowała się trzymać za uchwyt przy następnym siedzeniu, to osoba stojąca przede mną będzie miała możliwość przesunąć się kroczek, ja się przesunę o kroczek i ktoś za mną będzie miał szansę wejść. Dziewczyna burknęła, że zaraz wysiada, po czym jechała kilka przystanków i wysiadła przy Dworcu Wileńskim, gdzie prawie wszyscy wysiadają.
Najgorsze jest to, że większość pasażerów wysiada na kluczowych przystankach, a mimo to i tak stoją przy drzwiach, nie przejdą dalej, zupełnie jakby nie pamiętali, nie obserwowali, że tam gdzie oni wysiadają opróżni się cały autobus. Nie mogę tego pojąć dlaczego ludzie tacy są, czego się boją? że autobus się nie zatrzyma? że zamkną się im drzwi przed nosem i nie zdążą wysiąść? A może ścisk i przepychanki sprawiają im przyjemność?
Wychowywałam się na wsi i pamiętam jak czasem starzy ludzie opowiadali, że jak pociąg przyjedzie na stację to trzeba szybko wsiadać, bo drzwi się zamkną, nogi poucina, nie poczeka na tych co za wolno chodzą, rodziny się pogubią, wnuczek wskoczy babka zostanie na peronie, matka zgubi niemowlę.... I leciało to towarzystwo "na galop".
No więc niewiele się zmieniło w kwestii głupoty - do strachu, że nie zdążą doszedł jeszcze egoizm i obojętność.