niedziela, 27 października 2013

Najdłuższa Noc

Mam uczulenie na najdłuższą noc. To znaczy na noc zmiany czasu z letniego na zimowy. A to dlatego, że albo pracowałam właśnie w tę noc, albo któreś dziecko chorowało i całą noc przebierałam je, bo wymiotowało, tuliłam rozgorączkowane ciałko, albo ja obudziłam się nie wiedzieć dlaczego w środku nocy i nie mogłam doczekać się rana. Na tegoroczną noc, zgodnie z radą mojej Kumpeli, postanowiłam zaopatrzyć się w wino i nie zwracać uwagi na niedomagania Faceta Mojego Życia i zatopienie się jego w jakiejś tam książce o hakerach. Po prostu się upić i przespać do rana. Prawie byłam na tę noc gotowa. Ale od czego ma się koleżanki. Przy cudnie pachnącym serze francuskim (zapomniałam nazwę), lampce wina i wspomnieniach z młodości minął nam długi wieczór. A noc była taka ciepła - 20°C, wracałam w blezerku z krótkim rękawem i szalem założonym nie dla ciepła, a dla ozdoby. Nie chciało mi się wracać do domu, chciałam powłóczyć się ulicami i wdychać zapach miasta. A potem zasnęłam i przespałam do rana. Mam nadzieję, że uczulenie na najdłuższą noc minęło.
Dostałam od Kumpeli kawałek sera prosto z Paryża, a jego cudowny zapach (!) roznosi się po całym mieszkaniu ilekroć ktoś otworzy lodówkę. Trzeba go szybko zjeść.
A dzisiaj pojeździłyśmy sobie rowerami. Dawno nie było tak cudownej jesieni.

środa, 9 października 2013

Koniec Luzu

Trochę się wyluzowałam ostanio. Dobrze mi to zrobiło. Chociaż nie dokonałam tego, co tliło się w mojej głowie. Trudno. Jutro trzeba zabierać się ostro do pracy.
Nie sądziłam, że jeszcze pojeżdżę rowerem - a tu pogoda jak marzenie: cieplutko, słonecznie i barwnie. Śliczna jesień.
Tak do końca to się jednak nie mogłam wyluzować - jak się zostanie matką to się nią jest i jest. I ma się obowiązki. Przyjemności też się trafiają. Ale świeże bułeczki trzeba rano kupić.
Najgorsze, że miałam czas na przyrządzanie smakołyków i teraz będę musiała trochę spalić nagromadzonych zbędnych kalorii. A biegać to ja raczej nie lubię. Kiedyś umówiłam się na bieganie z kumpelą i wysiadłam po 10 minutach zasapana. Resztę wyznaczonej trasy przemaszerowałyśmy gadając jak najęte.



wtorek, 8 października 2013

Bordowa Chryzantema

Chryzantemy są takie piękne, takie barwne, i fajnie pchną. Kupując nie mogłam zdecydować się, którym kolorem ozdobić moje mieszkanko. Kuszą swoją urodą i urokiem. Co prawda głównie kojarzą się z cmentarzem i gonitwą od grobu do grobu w dniu Wszystkich Świętych. No cóż, nie ma innego kwiatka tak cudnego kwitnącego na przełomie października i listopada.
Chryzantemy występują w tylu odmianach i gatunkach,  że nawet nie mam odwagi doszukiwać się nazwy mojej chryzantemy zakupionej w celach dekoracyjnych. Niech sobie stoi i niech cieszy oko. Będę ją podlewać i będę ją podziwiać.