piątek, 30 grudnia 2011

Grzybki Cudnie Pachnące

Wreszcie "dorwałam" się do komputera. Ha! Nie prędko mnie stąd wykurzą. Trochę sobie pozaglądam tu i tam, popatrzę co się wokół zmieniło, jakie nastroje ogólnie panują.
W Wielkim Mieście pachnie już zabawą sylwestrową. Z każdej strony słychać tych co nie wytrzymali napięcia przed jutrzejszym dniem i strzelają. Tak jest co roku, więc nawet to lubię. A niech sobie strzelają. Facet Mojego Życia też zabrał dzisiaj synusia na malutkie zakupy i coś tam skromnego kupił, więc sobie jutro o północy wystrzelimy. Faceci to takie Piotrusie Pany - całe życie kochają zabaweczki. No dobra. Niech tam. Córcie jeszcze nie są pewne jaką kreację założyć i co ze sobą zabrać, aby było fajnie i przyjemnie. Coś tam pomogę im przygotować.

A mój ostatni tego roku dzień w pracy zakończył się bardzo miło - dostałam suszone grzybki z własnej działki Ofiarodawczyni (z dodatkiem jakże przyjemnym obok pudełeczka grzybków - już mi ślinka leci!). Byłam tak mile zaskoczona cały dzień, że postanowiłam zrobić zdjęcie - martwą naturę z grzybkami. Grzybki są w tym przezroczystym pudełeczku - wyglądają uroczo! A jak pachną cudnie!




poniedziałek, 26 grudnia 2011

Wszystko Jak Być Powinno

Siedzę sobie w moim ulubionym kąciku w kuchni, słucham Stinga, pogryzam jąbłko i piję herbatkę. I jest mi dobrze. Obok na stoliku leży książeczka spod choinki (jednak św. Mikołaj przeczytał mój list) i kilka gazet. Czytam różne artykuły na zmianę z książką. W szybie okna widzę odbijający się obraz pokoju z choinką, słyszę rozmowy dzieciaków, potyczki słowne i przekomarzania, podśpiewywania dziewczyn i odgłosy strzelaniny (synuś stacza wojny gwiezdne nowym zestawem klocków lego). Już minęło to co bożonarodzeniowo najważniejsze - choinka piękna duża stoi, kolacja wigilijna jest już tylko wspomnieniem w postaci resztek w lodówce, wizyty rodzinne też za nami. Fajnie było. Co prawda kilka godzin spędziliśmy całą rodzinką w samochodzie jadąc ponad sto kilometrów do mojej mamy, ale nie było tak źle. Był czas na słuchanie kolęd i nastrojowych piosenek świątecznych. Przez okno smochodu podziwiałam świąteczne dekoracje domów. Śniegu ani na lekarstwo w tym roku - jedynie w postaci dwóch przewróconych bałwanów w ogrodzie moich bratanków - kiedy i z czego zdążyli je ulepić? W Wielkim Mieście w czwartek były lekko popruszone śniegiem trawniki, co też fajnie wyszło, ponieważ wtedy "ciągnęliśmy" choinkę do domu. Taka odrobina akcentu zimowego.


A Facet Mojego Życia podczas przedświątecznego ostatniego odkurzania mieszkania rozlał czarny tusz od drukarki i pochlapał nim ścianę. Kiedy wróciłam w piątek z pracy i podziwiałam świeżo ubraną choinkę, moja rodzinka z tajemniczymi uśmiechami opowiadała mi z zapałem jak to wszystko jest zrobione, o co rano prosiłam. To wydało mi się mocno podejrzane. Słucham, kiwam głową, chwalę... i dziwię się... coś tu jest nie tak... aż wreszcie patrzę... i już wszystko rozumiem... ha! Podstępna przewrotna rodzino! A więc to tak! Kryjecie ojca! Ha!... Ale nie dałam się wyprowadzić z równowagi. "No to bardzo dobrze się stało, bo i tak trzeba malować mieszkanie" - odrzekłam ze stoickim spokojem. Mocna byłam! Nie dało się uprosić o malowanie w tym roku, to los sprawił, że nie ma wyjścia, trzeba będzie malować. Ha!

niedziela, 18 grudnia 2011

Nakręćmy Się Na Święta

Od kilku lat bardzo staram się, aby zbyt wcześnie nie interesować się świętami Bożego Narodzenia. Aby nie wystąpiło tak zwane zużycie materii. Uważam, że na wszystko jest czas. Rok za rokiem mija tak szybko, że bardzo jestem poirytowana, kiedy jeszcze palą się swieże lampki na cmentarzach i chryzantemy nie wszystkie sprzedane, a w marketach już chodzi gość w czerwonej czapce i przypomina o świętach. Potem, kiedy już te święta nadejdą, dekoracje w sklepach i urzędach są zniszczone, opatrzone i do niczego. W moim domu rodzinnym wszystko miało swój czas. I ja też tak chcę.
A więc dopiero teraz będę ostro uzupełniać listę prezentów (tutaj jednak nie wytrzymaliśmy z Facetem Mojego Życia i część prezentów już kupiliśmy, ale tylko te główne), robić zakupy na kolację wigilijną, przygotowywać potrawy, składać życzenia świąteczne, ubierać choinkę ... - gorączka świąteczna dotknie wszystkich domowników i wszyscy będziemy "nakręcać" się na święta. Dla nas najfajniejszy jest okres oczekiwania, przygotowywania i spożywania kolacji wigilijnej. Bo jak już przyjdzie św. Mikołaj i rozda prezenty, to nie ma już na co czekać - marzenia spełnione, choineczka stoi ustrojona, kolędy pośpiewane. W nocy pójdziemy na Pasterkę. I potem to już jak w zwykłą niedzielę - trochę spotkań z rodziną, trochę poczytania księżeczki spod choinki, może jakiś film, lampka wina. Taki świąteczny chill-out.
Więc wczoraj wzięłam się za szorowanie mieszkania, głównie kuchni. Raz na jakiś czas trzeba odsunąć szafeczki, zajrzeć do szuflady ze sztućcami i ułożyć na półce ściereczki.
A dzisiaj rano od 7,15 ostro pracowaliśmy z synusiem na kiermaszu parafialnym sprzedając rękodzieła dzieciaków ze świetlicy. A że wiatr mamy niezły, więc ganialiśmy po placu kościelnym za niektórymi ozdóbkami. Dobrze, że nie pada deszcz, to kiermasz przyniesie zyski.
Nasza świetlica parafialna zorganizowała akcję "książka pod choinkę" z myślą o dzieciakach z miejscowości na południu Polski, gdzie ubiegłoroczna powódź przyniosła wiele szkód. Przejrzałyśmy z córcią naszą biblioteczkę - oddałyśmy ponad 30 książek mając nadzieję, że przyniosą radość w ten świąteczny i magiczny czas.
Więc się nakręcamy. Lubię tak!

piątek, 16 grudnia 2011

Światełka w Wielkim Mieście

Tak sobie codziennie rano patrzyłam na choinkę na Placu Zamkowym, aż zrobiłam zdjęcie. Po południu wyszłam z pracy, popatrzyłam na światełka migoczące na jednej z ładniejszych ulic Wielkiego Miasta, która jest częścią historycznego Traktu Królewskiego, i też sobie zrobiłam zdjęcia. No i sobie zamieściłam tutaj. I zrobiło mi się bardzo przyjemnie. Że u nas też jest coś fajnego. Że może to nie są światła Champs Elysees. Ale też jest fajnie i nastrojowo. Brakuje tylko małej powłoki snieżnej.




wtorek, 13 grudnia 2011

Mój Szczupak Uratowany


Zrobiłam szczupaka w galarecie i zaserwowalam go na niedzielny stół imieninowy. Prezentował się całkiem, całkiem.  A właściwie to trochę przerobiłam go na smoka. Winogronowe oczy zrobił ktoś inny bez konsultacji ze mną, ale pozostawiłam je, niech tam sobie będą.
Oprócz wyglądu mój szczupak miał też niezły smak. Został po nim tylko łeb i ogon. Super, jestem zadowolona z obrotu sprawy.
Tylko szkoda, że robiąc zdjęcie nie położyłam chociaż zielonej gałązki, czy papierowej serwetki z akcentem bożonarodzeniowym na obrusie obok talerza. Byłoby ładniej. I tak bardziej nastrojowo. "To se ne vrati" - powiedział Facet Mojego Życia, słuchając moich: "oj, szkoda, że...". Ano, ne vrati.

piątek, 9 grudnia 2011

Ładna i Głupia czy Brzydka i Mądra

- Jaka wolałabyś być: ładna i głupia czy brzydka i mądra? - zapytała rano jeszcze przed śniadaniem moja piętnastoletnia córka. Odpowiedziałam, że jednak brzydka i mądra. Pomyślałam, że mądra osoba może pomóc sobie i wszystkim w koło. Że jednak rozum. Ale szkoda mi się zrobiło tej urody. Każdy chce być ładny. Pytanie nie dawało mi spokoju prawie przez cały dzień, aż zadałam je moim kumpelkom w pracy. Popatrzyły na mnie podejrzliwie wietrząc w tym jakiś ohydny podstęp. A potem zaczęły się rozważania (to znaczy rozkminianie) - a po co to stawiać takie kontrasty..., a czy nie można tak trochę tego i trochę tego..,  a właściwie to co mam na myśli..., a jak wławściwie mają myśleć o sobie...Zajęło nam to prawie godzinę cennego czasu pracy. Śmiechu było przy tym mnóstwo. Stwierdziłyśmy, że tak to w ogóle nie można, a co to właściwie znaczy "ładna", przecież to pojęcie względne  itp. itd. Stwierdziłyśmy także, że jesteśmy zbyt dojrzałe na takie proste pytanie.
Dzieciaki w szkole nie miały problemu z odpowiedzią. Wybrały, że lepiej być ładną i głupią, ponieważ uroda się liczy i z urodą w życiu łatwiej. Nie dały się przy tym przekonać argumentem, że uroda przecież przemija, a mądrość nie. Eh, młodość!

Ha! Ale co tu dużo dywagować - jedna z nas (kumpelek) powiedziała, że może jednak ładna i głupia, bo może nie byłaby aż tak bardzo głupia. Niezłe, prawda?

czwartek, 8 grudnia 2011

Jakie Będą Święta i Co Zrobić ze Szczupakiem

Stare przysłowie mówi "Barbara po wodzie, Boże Narodzenie po lodzie". W tym roku Barbara (czyli imieniny Barbary czwartego grudnia) zdecydowanie była po wodzie - w Wielkim Mieście padało i temperatura była dodatnia. A więc święta powinny być mroźne. Wczoraj wieczorem też padało - głównie deszcz ze śniegiem, ale przez jakiś krótki czas spadło trochę samego śniegu i dzieciaki dopatrzyły się nawet tego śniegu na trawnikach pod oknem. Zaintonowały chóralnie "Last Christmas" Goerga Michaela jakby to miało utrzymać białą powłokę chociaż przez następne dwa tygodnie. Nie utrzymało. Pewnie nawet niewiele osób zauważyło ten śnieg.
Chciałoby się mieć śnieżek za oknem i choinkę pachnącą w pokoju. Kiedy byłam dzieckiem to było oczywiste. No i  mieć tak sporo wolnego czasu - usiąść sobie gdzieś w kąciku i czytać... czytać... czytać... Nie myślę jeszcze o świętach. W niedzielę organizuję małą rodzinną imprezkę imieninową dla matki Faceta Mojego Życia.
A moja maturzystka będzie robić jutro na zajęciach z biologii jakieś doświadczenie (tak zwanego laba) i potrzebowała ryby roślinożernej i drapieżnej. Kupiliśmy z Facetem Mojego Życia lina i szczupaka. Szczupak był tak ładny, że zrobiło mi się go żal, że jakieś dzieciaki go pokroją, popatrzą, opiszą, a potem wyrzucą do kosza na śmieci. Więc dokupiłam jeszcze pstrąga. A teraz kombinuję jak przyrządzić tego szczupaka na niedzielny stół. Pewnie podam go w galarecie. No i trzeba będzie kupić białe wino.
O świętach zacznę myśleć w poniedziałek. Listy do św. Mikołaja wiszą już przyczepione na lustrze w przedpokoju. Nawet ja swój napisałam. W tym roku nie szaleję zbytnio z marzeniami. A co mi tam. Ja też chcę książkę Danuty Wałęsy.

wtorek, 6 grudnia 2011

Kobiece Wspieranie

Postawiono mi zarzut, że nie lubię kobiet. Jedna wielka bzdura. Będę się bronić.
A zaczęło się tak. Zrobiłyśmy sobie babski wieczór w sobotę. Imprezka miała być połączona ze spaniem. Już szykowałam śpiwór. Ale wiadomo - obowiążki matki, żony i kochanki wymusiły na nas bycie dysponowanym już od samego rana w niedzielę. Więc umówiłyśmy naszych Facetów, aby po nas przyjechali o odpowiedniej porze nocnej (dla jednych była to północ, dla innych trzecia nad ranem, i jak tu nie kochać tych Facetów). I tak też się stało.
Sałatka z dodatkiem ketchupu (jeszcze takiej nie jadłam) w wykonaniu Pani domu, wytrawne wino czerwone przegryzane serem pleśniowym i oliwkami, muffinki czekoladowe, kanapeczki z pasztecikiem i jeszcze tam coś smacznego. No i gadanie, gadanie, gadanie. Że kobiety powinny się wspierać, że nie powinny być zawistne wobec siebie, że powinny się świetnie rozumieć, że... że... że..... No tak, wszystko prawda, ale ...
Mam swoje przyjaciółki - z dawnej pracy, z obecnej pracy, z rady rodziców w szkole (od każdego mojego dziecka), z teatru dziecięcego, ze szkoły średniej, ze studiów, i już sama w tej chwili nie pamiętam skąd. Więc jak można mi mówić, że nie lubię kobiet.
Oj, niedobrze!

O obrażaniu i złośliwościach napiszę innym razem.