środa, 23 listopada 2011

Matka w Domu Obiadu Nie Ma

Od jakiegoś czasu króluje u mnie w domu stwierdzenie - mit prawie - że jak jestem w domu to nie będzie obiadu. Oczywiście chodzi o moje pojedyncze dni urlopowe, brane głównie z jakiegoś rodzinnego powodu. Trochę w tym micie prawdy jest. Bo jak tu skupiać się na obiedzie, kiedy trzeba zająć się jakimiś sprawami, dla których wzięłam dzień urlopu? A przy okazji przecież załatwiałam zaległe pranie, prasowanie itp sprawy.
Brak obiadu dla mojej rodziny to na czas przygotowane frytki z jajkiem sadzonym i sałatką pomidorową (wiosną i latem dorzucam do tego kefir) - i to oznacza brak obiadu! Rozpuściłam tę moją rodzinę.
Tak więc postanowiłam dzisiaj obalić mit braku obiadu. I udało się. Wzięłam w pracy dzień wolny z myślą o własnym odpoczynku.  Na obiad przygotowałam gyrosa, sałatkę z sałaty lodowej, pomidora i oliwek, a do tego frytki (a jednak! ale lubię). Tak więc mieszając style i kuchnie (włoską i grecką) zadowoliłam rodzinkę i wymusiłam na każdym członku rodziny oświadczenie, że to nie prawda, że jak matka jest w domu, to nie ma obiadu. Wszystkim smakowało i wszyscy wygłosili zadawalająe mnie oświadczenie. O!

piątek, 18 listopada 2011

Myszkowanie w Księgarni

Zdołowana sytuacją w pracy, na którą nie mam wpływu, postanowiłam coś malutkiego dla siebie zrobić. Ucieszyłam się, gdy Facet Mojego Życia zadzwonił do mnie, że zapomniał kupić synusiowi kropelki do nosa (bidulek synuś pewnie trochę pochoruje, bo już wczoraj wieczorem oglądał właściwie puste już buteleczki po lekarstewku do noska). Pomyślałam, że pochodzę sobie po sklepach i popatrzę, co też tam ciekawego dla mnie przygotowali. Ale plan był trochę niebezpieczny. W tym miesiącu czekają nas duże wydatki i trzeba trochę przystopować. Ostatecznie więc poszłam sobie do księgarni i myszkowałam z godzinę. Czasami lubię tak szperać - poczytać stronę czy dwie. Kiedy byłam dzieckiem, uwielbiałam klimat biblioteki. I wcale nie przeszkadzało mi, że wszystkie książki obłożone są w szary papier i oznaczone numerkiem. Zresztą wtedy wszystko było szare (któż nie pamięta zeszytów w kratkę z tabliczką mnożenia na okładce?).

niedziela, 13 listopada 2011

Popołudnie z Kumpelką

Przygotowałam zupę - krem z dyni i upiekłam ciasto czekoladowe z rodzynkami. A moja Kumpelka przyniosła ciasto francuskie z owocami (Facet Mojego Życia od razu zjadł chyba ze trzy kawałki). Siedziałyśmy sobie pojadając przygotowane smakołyki  i popijając czerwone wino hiszpańskie, rozprawiając  o czym się tylko dało i co nam przyszło do głowy. Upiekłam też pstrąga, ale potrawa rybna nie udała mi się, za długo trzymałam ją w piekarniku i ryba się wysuszyła. Wielka szkoda. Tutaj się nie popisałam.
Tak sobie rozmawiałyśmy o wakacjach, o książkach, o swoich pracach. Fajnie!

piątek, 11 listopada 2011

Time To Say Goodbay

Uwielbiam tę piosenkę. Ilekroć wyciągam odkurzacz z szafki i zaczynam sprzątać (a zdarza się to średnio raz w tygodniu, przeważnie w sobotę rano), w duszy mojej i głowie zaczyna się śpiew. Odkurzam nucąc. Robi mi się na duszy lżej. Uwielbiam słuchać śpiewu Andrea Bocelli. Niesamowity głos.

Cieszę się, że mam trzy dni wolne. Dzisiaj miałam wreszcie trochę czasu dla siebie. Posiedziałam sobie w moim ulubionym kąciku w kuchni z książką w rękach i kawą (a potem herbatą) w kubku na stole obok.
Wszystko byłoby fajnie - wolny czas, święto narodowe, długi weekend - ale nie, musiało pomieszać się na ulicach Wielkiego Miasta. Córcia moja jedna pojechała na spotkanie z przyjaciółmi i bardzo baliśmy się z Facetem Mojego Życia o jej bezpieczeństwo. Ale jakoś wróciła w porę i bezpiecznie do domu.
Nie lubię tego wszystkiego i nie rozumiem takiego zachowania.

wtorek, 8 listopada 2011

Kuchnia Kresowa

Posmakowałyśmy frykasów kresowych - po raz kolejny czuję się przejedzona. Zjadłam soljankę z wielu mięs i żebro wędzone po ukraińsku w sosie śliwkowym. Oczywiście żebra podanego na desce nie sposób było zjeść. Chyba to jest oczywiste dla pracowników restauracji, ponieważ pani kelnerka widząc moją minę powiedziała "Zapakujemy" i zapakowała mi pięknie do pudełeczka. Mogłam sobie zabrać do domu. Ale w domu to już nie to samo co w klimatycznej restauracji.
Miałam też ochotę na kurczę po kozacku - muszę się więc w niedługim czasie wybrać tam jeszcze raz.

Jest taki piękny listopad. Jeszcze kolorowo na drzewach, w ciągu dnia trochę jesiennego słońca. Nie chce mi się zimy. Nie lubię się grubo ubierać, nie lubię mroźnego deszczu ze śniegiem. Ale o czym to ja myślę.

poniedziałek, 7 listopada 2011

Co Jest Najpiękniejsze Na Świecie

Co jest dla ciebie najpiękniejsze na świecie  - fragment pracy domowej mojego dziesięciolatka. Synuś siada przy stole, oczy mu radośnie błyszczą i zaczyna opisywać Lamborghini. Zamyśliłam się na chwilę. Moją pierwszą myślą był jakiś krajobraz, może góry, może drzewo. Potem pomyślałam, że fajnie mieć synka, myśli trochę inaczej, moje córki opisywałyby pewnie to co ja .....(oczywiście sprawdziłam później - jedna chciała opisywać góry, a druga samą siebie... (?) super!). Rozanielona tą różnością w rodzinie (no i trochę zawiedziona, że to już nie ja, mama, jestem najpiękniejsza na świecie) idę do Faceta Mojego Życia, który leży na kanapie z rękami pod głową i pytam: "Słyszałeś co nasz synuś opisuje? Lamborghini. Szkoda, że już nie swoją mamunię." I patrzę jak Facet Mojego Życia zaczyna się uśmiechać odgadując moje myśli, które szybko pojawiły się w mojej głowie. "A tylko spróbuj powiedzieć, że dla ciebie najpiękniejsza na świecie jest mamusia" - odpowiadam na ten jego śmiech mrużąc oczy i zaciskając zaczepnie usta.
Dziwne są te relacje i piękności pomiędzy mamusią i synusiem.

piątek, 4 listopada 2011

Sprzątanie w Teatrze

Jutro wielka impreza w naszym dziecięcym teatrze amatorskim - 15-lecie istnienia i działalności. Właśnie wróciłam po ostrym sprzątaniu, przesuwaniu pudeł, pakowaniu pamiątkowych upominków. Jeszcze muszę wymyśleć kilka słów o naszych rodzinnych wrażeniach  i doświadczeniach związanych z teatrem - osoba prowadząca imprezę jubileuszową zada mi dwa pytania, nie wiemy jakie to będą pytania, coś sensownego wymyślimy. Muszę też upiec ciasto na mały poczęstunek - upiekę albo szarlotkę, albo czekoladowe ciasto z rodzynkami (musi być łatwe do krojenia, będzie tyle zamieszania).
A w niedzielę czeka nas uroczysta msza i dwa przedstawienia teatralne.
Weekend mam zajęty. I jak tu mieć czas na czytanie. Leżą sobie nowe książeczki na szafeczce  i czekają, aż wezmę je i przeczytam. Może po niedzieli....

czwartek, 3 listopada 2011

Berek Czyli Upiór w Moherze

Wreszcie wybrałyśmy się razem gdzieś! Były różne pomysły co do miejsca i czasu. Nawet w planie był weekendowy wypad do Londynu, ale po wszelkiego rodzaju kalkulacjach okazał się za drogi, więc zrezygnowałyśmy. Czas płynął i chciałyśmy poszaleć. No to poszłyśmy do teatru na Berka czyli upiora w moherze. Uśmiałam się serdecznie. Może temat jest już lekko przebrzmiały, ale gra aktorska kunsztowa, a o to przecież chodzi.
Tak więc wybrałyśmy się coby spędzić babski wieczór - pogadać o facetach, poplotkować o pracy, powspominać co nieco i pomarzyć o przyszłości.
Babskiego gadania było bardzo mało i wystarczył jeden SMS, żeby połowa z nas zapragnęła znajomego męskiego towarzystwa. Ostatecznie wylądowałyśmy w klubie przy kuflu piwa.
Wieczór zakończyłam o przyzwoitej porze.