wtorek, 28 czerwca 2011

We Dwoje

Udało nam się spędzić weekend we dwoje. Tak naprawdę to niezupełnie tylko we dwoje.
Pojechaliśmy sobie do Torunia powłóczyć się po Starówce no i oczywiście pobyć tylko we dwoje. Ale nie udało nam się znaleźć Filutka. Bo kiedy nasyceni po obiadowej przekąsce, swoim zwyczajem zaczynaliśmy drugi etap turystycznej wędrówki zgodnie z pierwotnym planem, zaczęły się telefony z domu. Telewizor nie odbiera, komputer się zawiesił i jak tu tak bez taty. Po kilku minutowej nawigacji telefonicznej życie domowe wróciło na swoje tory, ale nasze życie turystyczne się wykoleiło. Staliśmy na środku wąskiej uliczki bez słów rozumiejąc się i starając się jeszcze raz wrzucić luz. Ostatecznie wszystko się udało. Na szczęcie przed obiadem był pierwszy etap turystycznej wędrówki - udało nam się zobaczyć coś zgodnie z planem i bez planu. Obejrzeliśmy dzieło Rembrandta będące w posiadaniu rodziny Czartoryskich, wypożyczone do muzeum w Ratuszu na wystawę okresową. A wieczór zakończyliśmy koncertem organowym w Katedrze św. Janów - trafiliśmy na ostatni koncert festiwalu muzyki organowej.
Wracając do Wielkiego Miasta zwiedziliśmy zamek w Golubiu - Dobrzyniu.
Fajnie.

niedziela, 19 czerwca 2011

Super Koleżanka

Wczoraj biblioteka osiedlowa zorganizowała wyprzedaż książek. Robiąc rano sobotnie zakupy widziałam, że panie wynoszą z biblioteki pudła. Ale po co mi stare książki, mamy ich tyle w domu, że też myślę o zorganizowaniu kiermaszu. Jednak zachęcający telefon mojej koleżanki (która kupiła cały stos) był takim bodźcem, że już po kilku mimutach buszowałyśmy z córcią zadowolone w stosach książek. No i wróciłyśmy do domu - każda ze swoim nabytkiem pod pachą i co najmniej jednym bezsensownym zakupem (moja córcia kupiła Moliera w oryginale, a ja kolejną książkę do nauki francuskiego dla początkujących i to bez płyty - no bez sensu).
Byłyśmy szczęśliwe cały dzień. Ja podwójnie - że mam kilka niezłych książek do przeczytania, i że mam taką fajną koleżankę.

No to teraz zabieram się do czytania nowego nabytku - książki Marqueza "Rzecz o moich smutnych dziwkach".

czwartek, 16 czerwca 2011

Preferencje

Musiałam odreagować totalną porażkę - fatalnie zdałam egzamin kończący kolejny okres nauki angielskiego. Nie rozumiem dlaczego? Przecież jestem quite clever woman. Balansuję pomiędzy B2 a C1 i nie mogę ruszyć dalej. Przeczytałam w oryginale ponad dwadzieścia książek łatwiejszych i trudniejszych, a jak mam się wysłowić to żal serce ściska.
No to wybrałam się wieczorem na rolki. To moja ulubiona pora roku - bardzo długie dni i przyjemne wieczory. Jest tak ciepło i do późna wieczorem jeżyki fruwają w kółko robiąc tyle hałasu. Uwielbiam to.
Jadę sobie na rolkach walcząc ze smutnymi myślami jaka to jestem niemota i widzę "tatuśka" pomykającego obok (też na rolkach). Taksuję go wzrokiem szybko i stwierdzam, że za młody i za bardzo umięśniony. Zawsze wolałam wiotkich intelektualistów. Raz na jakiś czas udaje się takiego namówić na rolki czy na przejażdżkę rowerem, a jak zrobi szach-mata zanim zdążę wygodnie usiąść i spojrzeć, które to moje figury, to aż przyjemnie. Już w przedszkolu uganiałam się za chłopakiem, który znał na pamięć najwięcej wierszyków (niektóre były całkiem nie na miejscu, chłopak miał sporo starszego brata) i wiedział jak się nimi popisywać.

piątek, 3 czerwca 2011

Premiera

Jesteśmy po premierze. Przedstawienie udało się. Próby były szokujące - na początku myślałam, że nie zbierzemy tego w jedną całość. Najbardziej obowiązkowi byli oczywiście dorośli. Zawsze obecni pomimo pracy zawodowej i obowiązków domowych. Trzeba było skompletować kostiumy, zgromadzić gadżety itp. itd. Super przygoda. Do dzieci trzeba mieć specjalny zapas cierpliwości. Nie przychodzą na próbę, a potem kłócą się o swoją kwestię. A tu trzeba czuwać nad całością. Show must go on.... Nie można pozwolić sobie na kłopotliwe milczenie, bo ktoś zapomniał co ma mówić.
Cieszę się, że przyjęłam propozycję takiej zabawy. Może jeszcze coś zrobimy. Nie bawiłam się w aktorkę od obozu harcerskiego po zakończeniu podstawówki. Wtedy próbowaliśmy zrobić przedstawienie o jakiejś tam królewnie. Ale tylko ja byłam poważna i naprawdę chciałam grać. Pozostałe obozowiczki chichotały i nawet nie próbowały zapamiętać swojej roli. Pamiętam uczucie rozczarowania i podenerwowania. No więc teraz miałam okazję odbić sobie tamto stracone przedstawienie.

Moja rodzinka obejrzała moje zmagania na scenie. Facet Mojego Życia zrobił zdjęcia, a córki stwierdziły, że Julia Roberts przy mnie to pestka. Synuś oczywiście grał ze mną.